Mówiąc o nowym pokoleniu, które dokładnie w tym momencie wkracza na rynek pracy, coraz częściej spotykamy się z określeniem „płatków śniegu”. Sami przedstawiciele „Z generation” w większości czują się tym sformułowaniem dotknięci, gdyż płatek śniegu uznawany jest przez część z nich za coś delikatnego, kruchego i nic nieznaczącego. Rodzi to swoisty paradoks, w którym badacze w określeniu płatka śniegu doszukują się wyjątkowości, zaś definiowani przez niego młodzi ludzie postrzegają go kompletnie odwrotnie, odbierając mu jego główny atrybut. Wchodzą oni w dorosłość z trudnym zadaniem – przezwyciężeniem przypiętej im łatki i wręcz spisaniem na straty – jak twierdzą niektórzy z nich – przez część kolegów, lekarzy weterynarii ze starszych pokoleń. Pokolenie, które z łatwością stosuje „OK Boomer” w komunikacji ze „starszymi dziadkami” z pokolenia baby boomers, ma trudność nawet nie z boomerską ripostą, a sformułowaniem, które – choć odnosi się do ich poczucia wyjątkowości – traktuje jako nawiązanie do ogólnej kruchości i braku znaczenia. Czego pragną? Jakie mają problemy? Jak z nimi rozmawiać i – co najważniejsze – jak z nimi współpracować? Na tym skupimy się w naszym artykule.

Określenie „snowflake generation” stosowane przez socjologów wywodzi się z książki Fight Club autorstwa Chucka Palahniuka (wydanej w 1996 roku), w której spotykamy się ze stwierdzeniem: „Nie jesteś wyjątkowy. Nie jesteś pięknym i unikalnym płatkiem śniegu”. Na tej podstawie w 2016 roku w słowniku Collinsa pojawił się termin „snowflake generation”, który definiuje pokolenie urodzonych po 1995 roku, postrzegane jako mniej odporne i bardziej podatne na popełnienie przestępstwa niż wcześniejsze pokolenia (jak baby boomers).
Jest to pierwsze pokolenie, wychowujące się w szeroko pojętej cyfryzacji już od najmłodszych lat. Doskonale radzi sobie w świecie on-line, prowadząc własne biznesy, kształcąc się, podróżując, poznając nowe kultury i środowiska. Jest otwarte na wyzwania, jakie oferuje mu rynek pracy i bardzo dobrze adaptuje się do nowych sytuacji. Jednakże wraz z energią i świeżością, które cechują osoby z pokolenia Z, pojawiają się liczne problemy, mające podłoże np. w dojrzewaniu w wirtualnym świecie czy innym sposobie wychowywania przez rodziców (m.in. „helicopter parenting”, prowadzące do braku u dziecka odpowiedzialności za siebie, niepodejmowania samodzielnych decyzji i trudności w późniejszym usamodzielnianiu się). Istotnym źródłem ich kłopotów są również odmienne oczekiwania pracodawców, będących z innego pokolenia niż oni. Co więcej, kolejnym problemem jest brak jakiejkolwiek kontroli nad użyciem smartfonów przez dzieci, co już od najmłodszych lat prowadzi do uzależnień behawioralnych i trwałej przebudowy niektórych struktur mózgu.
Autor książki Cyfrowy minimalizm, Cal Newport, słusznie odnosi się do badania przeprowadzonego w 2015 roku przez Common Sense Media, które ujawniło, że nastolatkowie spędzają średnio 9 godzin dziennie na pisaniu wiadomości tekstowych oraz przebywaniu w sieciach społecznościowych.
„OK Boomer” vs. „Nic z Ciebie nie będzie” – studia weterynaryjne w 2021 roku

Obserwujemy obecnie duży konflikt między studentami weterynarii a wykładowcami, którzy są głównie przedstawicielami pokolenia baby boomers oraz X. Odmienne oczekiwania obydwu stron w kwestii sposobu nauczania, przekazywania wiedzy i charakteru oraz formy komunikacji są powodem narastającej frustracji i coraz głośniejszej krytyki młodszego pokolenia, które nie szczędzi negatywnych słów o swoich wykładowcach w przestrzeni internetowej. To, co jeszcze pokoleniu millennials (Y) wydawało się nie do pomyślenia, czyli przenoszenie uczelnianych konfliktów – wykładowcy kontra studenci – do Internetu, stało się normą dla Z Gen. Sprawy, które powinny zostać rozwiązane wewnętrznie, znajdują swoje ujście w sferze publicznej. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że zachowania niektórych wykładowców względem kolejnych pokoleń studentów weterynarii są karygodne i mimo starań kolejnych roczników, niewiele się zmienia. Drugą stroną medalu jest coraz częstsza w dzisiejszych czasach postawa bycia urażonym np. zasłużonym niezaliczeniem przedmiotu bądź zwróceniem uwagi przez wykładowcę na niewłaściwe zachowanie np. ściąganie. W czasie tzw. „shitstormów” uczestnicy wypowiadają w publicznej sferze online bardzo krzywdzące, niejednokrotnie wręcz hejterskie, komentarze, mające na celu dyskredytowanie jakiegoś wykładowcy. Co najważniejsze, w obronie rzekomo pokrzywdzonego studenta, a często bez faktycznej znajomości status quo sprawy. Niestety przez takie działania ze strony niektórych, całe pokolenie niesłusznie otrzymuje łatkę krzykliwych, roszczeniowych i niedojrzałych. Czy którykolwiek wykładowca skarży się online na swoich podopiecznych nie szczędząc im ostrych słów? Albo czy którykolwiek pracodawca pod swoim własnym nazwiskiem obmawia lub krytykuje swoich pracowników, podając ich dane? Młodzi ludzie wystawiają sobie laurkę, co nie umyka uwadze środowiska, a także przede wszystkim potencjalnym pracodawcom, którzy widząc coś takiego, nie będą chętni zatrudnić awanturującej się osoby.
Konflikty pokoleniowe w edukacji weterynaryjnej
Dobrze pamiętamy opowieści rodziców o czasach, w których zdanie nauczyciela było nie do podważenia, a sprzeciw spotykał się z dużymi konsekwencjami. Bywało, że nauczyciel podnosił głos na uczniów albo byli oni bici w szkole, np. linijką po rękach. Jest to zupełnie odmienna od dzisiejszej wizja, która obecnie nie ma prawa bytu. Surowo wychowani potomkowie pokolenia Kolumbów, często nie potrafią przyznać się do pomyłki, traktując ją jako ujmę na honorze, a metody wychowawcze swoich rodziców stosują na najmłodszym pokoleniu, które poszukuje dialogu i łaknie po prostu… pochwały i akceptacji. Na te niestety stać tylko nielicznych wykładowców z prostej przyczyny – oni sami prawdopodobnie nigdy ich nie słyszeli, musieli natomiast spełniać wymogi swoich mistrzów, potomków przedwojennej polskiej inteligencji, często absolwentów Lwowskiej Szkoły Weterynaryjnej. Mając na uwadze dyskurs historyczny i uwarunkowania pokolenia wykładowców oraz współczesnych studentów jesteśmy świadkami niespotykanej wcześniej eskalacji konfliktu w zakresie tradycyjnej edukacji uniwersyteckiej. Błędem będzie aplikowanie prawa Moore’a, które mówi o tym, że postęp technologiczny zachodzi w tempie logarytmicznym, prowadząc do coraz szybszej adaptacji ludzi do niego. Ludzie nadal jednakowo wolno adaptują się do nowinek technologicznych, w tym najnowszych trendów w nauczaniu. Niestety niektórzy wykładowcy, poprzez siłę nawyków i przekonanie o własnej nieomylności, nigdy nie zaadaptują się do wymogów współczesnych realiów nauczania.
Feedback po polsku, czyli jak zniszczyć człowieka (studenta, lekarza weterynarii, wpisz dowolne)

Osobnym problemem jest brak kultury feedbacku w środowisku pracy w Europie Środkowo-Wschodniej, a szczególnie w medycynie weterynaryjnej. Nikt nie uczy adeptów weterynarii udzielania i przyjmowania informacji zwrotnej, nie tylko na etapie nauki akademickiej, ale też na etapach wcześniejszych. Ciężko w ogóle tego od nich oczekiwać, jeśli bywa, że jedyne, co słyszą to, że nic z nich nie będzie. Można zatem uznać, że problem jest obustronny – „młodzież, która do niczego się nie nadaje” próbuje dochodzić swoich praw, często w jeszcze nieumiejętny sposób. Starsze pokolenie zaś ze swoją bezpodstawną krytyką i surowością doprowadza do kolejnych załamań nerwowych u młodych ludzi, z których wielu ląduje w szpitalach psychiatrycznych, przerywa studia na skutek gnębienia przez konkretnego wykładowcę, który od lat jest bezkarny, lub – co najgorsze – powoduje, że studenci targają się na swoje życie. W wielu przypadkach skutecznie.
Co więcej, młodzi uczą się podobnych zachowań względem innych właśnie od starszych pokoleń. Pokolenie Z ma trudność z przyjmowaniem negatywnych informacji na swój temat, co wywołuje u niego frustrację i wewnętrzny bunt. Jej przyczyny należy upatrywać w braku tolerancji i chęci zrozumienia drugiej osoby, których doświadczają ze strony otoczenia. Wielu zarówno młodszych, jak i starszych, lekarzy ma problem z zaakceptowaniem stanu rzeczy, m.in. tego, że rynek pracy, podejście pracowników, priorytety oraz możliwości rozwoju w Polsce były zupełnie inne 20-30 lat temu niż są dzisiaj. W tym momencie ponad 50% rynku pracy to pracownicy z pokolenia millennials, a od niedawna, powoli pojawiają się na nim przedstawiciele Z Gen. Olbrzymim problemem jest też fakt, że część szefów ze starszych pokoleń stosuje swoje przestarzałe folwarczne metody „zarządzania”, nie rozumiejąc wyzwań dzisiejszego rynku i tego, że jednak czasy się zmieniły.
Uniwersytet YouTube’a
Sporo zachowań, zarówno tych dobrych, jak i złych, zostało wyniesione z domu oraz z placówek edukacyjnych. Ze względu na fakt, że większość dnia w okresie nauki spędza się w szkole, na wychowanie młodego człowieka mają wpływ nie tylko rodzice, ale również nauczyciele – od podstawówki po uczelnie wyższe. Tak jak młodzi powinni odnosić się z należytym szacunkiem do profesorów, tak profesorowie powinni zaakceptować fakt, że mają do czynienia z pokoleniem urodzonym w zupełnie innych czasach, w których przekazywanie cennych informacji na rzutnikach foliogramów, starych filmach, notatkach litego tekstu, zostało zastąpione prezentacjami multimedialnymi, filmami instruktażowymi na YouTube, ciekawymi infografikami, mapami myśli, interaktywnymi notatkami czy całym wachlarzem aplikacji do nauki. Mają do czynienia z ludźmi, dla których szczera rozmowa to podstawa, przyznanie się do błędu nie jest oznaką słabości, a pochwała studenta nie jest czymś, czego powinni unikać. Jest czymś, czego prawdopodobnie nigdy sami nie słyszeli i z tego powodu nie potrafią lub nie chcą jej udzielić swoim podopiecznym. A przecież każdy z nas, ludzi, potrzebuje akceptacji, wsparcia, pochwały i zachęty do dalszego działania, kiedy coś idzie nie tak, jak byśmy chcieli.
Młodzi, zdolni, wypaleni…
Możliwości pozyskiwania i przekazywania informacji nieustannie się rozwijają, w przeciwieństwie do starych, powielanych schematów nauki, będących źródłem dużego stresu u studentów. Wielu z nich jeszcze przed odebraniem wymarzonego dyplomu, przechodzi stan wypalenia zawodowego. Nie zaczęli jeszcze pracy, a już czują, że nie mają siły na jej podjęcie. Dane z Europy są alarmujące – nawet 40% absolwentów nie odbiera swoich dyplomów lub nie podejmuje pracy w zawodzie lekarza weterynarii. Rację mają pracodawcy, twierdząc, że nie ma kogo zatrudniać, mimo trzech nowych wydziałów weterynarii. Absolwenci po prostu… znikają z weterynaryjnego rynku pracy po ukończeniu studiów. Po procesie chronicznego stresu, jaki przeżywali w trakcie nauki weterynarii, nie są gotowi na kolejny stres związany z pracą w zawodzie i trudnymi konfrontacjami w codziennej pracy. Zakres obowiązków, odpowiedzialność zawodowa, cywilna i karna, olbrzymie oczekiwania klientów, wrzucenie na głęboką wodę – wszystko to czeka ich często za marne wynagrodzenie na stażu z urzędu… Zarobki w weterynarii od wielu lat praktycznie stoją w miejscu, inflacja rośnie, ceny mieszkań galopują, kursy i szkolenia drożeją. Najprościej jest rzucić wszystko i wyjechać do pracy zagranicę, jeśli zna się język. Kto się nie uczył lub nie chce wyjeżdżać, zaś odpowiedzialność i zarobki w ZLZ go przerażają, rozpoczyna karierę przedstawiciela handlowego (umowa o pracę, wyższe zarobki, benefity i auto), dorabia w rzeźni, robi doktorat (tu można próbować dorobić, prowadzić zajęcia, pozyskać grant na badania) lub po prostu… zmienia branżę.
Próbując wyjść z opresji, młodzi wybierają różne drogi, aby chociaż na chwilę zdjąć z siebie ten ciężar. Wybór zależy od ich charakteru i przystosowania do sytuacji stresowych. Jedni pójdą pobiegać lub wybiorą inną aktywność fizyczną, inni poczytają ulubioną książkę lub spotkają się z bliskimi, przyjaciółmi, a niektórzy „porzucą” swoje problemy podczas akademikowej popijawy, biorąc narkotyki, głodząc się czy kalecząc. Jeśli mamy szczęście i wykształciliśmy mocne mechanizmy samoregulacji, samoopieki i odpowiednio wysoką samoocenę, złe traktowanie niektórych wykładowców czy stres związany ze studiami, nie złamią nas. Jednak gdy nie mieliśmy tego typu szczęścia i dodatkowo doskwiera nam poczucie osamotnienia, nakręcane przez przebywanie w social mediach, destrukcyjne zachowania związane z próbą odreagowania tylko pogłębią nasz – już zły – stan psychiczny.

Dr Perfect
Ciągła presja czasu, spory zakres materiału (często od lat nieaktualizowany), duża liczba testów, niedobór snu, nieregularne posiłki, brak kontaktu z rówieśnikami, zaniedbywanie swoich potrzeb oraz wysokie wymagania prowadzących mogą powodować poważne zaburzenia psychiczne, które w efekcie wywołują niechęć do podejmowania praktyki w zawodzie i prowadzą do rezygnacji ze swoich marzeń.
Powyższe czynniki mocno weryfikują liczbę osób kończących studia weterynaryjne. Ponadto, wielu absolwentów, po pokonaniu trudów związanych ze studiami, może przejawiać skłonności do perfekcjonizmu. To właśnie lekarze-perfekcjoniści narzucają sobie największy rygor w pracy, nauczeni przez przymus sprostania wygórowanym, wysokim wymaganiom. Niezaprzeczalnym faktem jest również to, że w ciągu ostatnich lat nastąpiła diametralna zmiana w strukturze przeciętnego rocznika weterynarii pod względem płci. Aktualnie 80% przyszłych absolwentów to kobiety. Niestety ma to swoje odzwierciedlenie we wzrastającym odsetku samobójstw, właśnie u kobiet, które gorzej radzą sobie ze stresem, jaki napotykają w pracy każdego dnia.
Lęk, depresja, ryzyko śmierci samobójczej
Naukowcy z amerykańskich Centrów Kontroli i Zapobiegania Chorobom przeanalizowali przypadki zgonów 11 620 lekarzy weterynarii, którzy zmarli w latach 1979-2015. Z badań opublikowanych w „Journal of American Veterinary Medical Association” wynika, że lekarki weterynarii są 3,5 razy bardziej narażone na śmierć w wyniku samobójstwa niż reszta populacji. W przypadku lekarzy płci męskiej ten odsetek wynosi 2,1:1. W badaniu przeprowadzonym przez zespół Vetnolimits w 2018 roku, w którym wzięło 637 lekarzy weterynarii z całej Polski, 21,4% przyznało, że planowało samobójstwo, 12,6% ma myśli samobójcze od czasu do czasu, zaś często 3,6% (23 osoby).
Uzyskane wyniki jednoznacznie pokazują, że od ponad 30 lat zawód lekarza weterynarii, bez względu na płeć, jest najbardziej obarczony ryzykiem śmierci samobójczej. Jest to skutek połączenia trzech najbardziej istotnych w takich przypadkach czynników: stresu, depresji i wypalenia zawodowego (źródło: www.rp.pl). Z takimi problemami mierzą się również studenci innych kierunków medycznych. W Bristolu w 2018 roku dr Duleeka Knipe przeprowadziła badanie studentów medycyny, stomatologii i weterynarii pod względem ich samopoczucia. Na jego podstawie stwierdzono, że wyższy odsetek studentów stomatologii boryka się z umiarkowaną depresją, wyższym poziomem lęku oraz gorszym samopoczuciem, w porównaniu do studentów medycyny. Studenci weterynarii nie zgłaszali wyższego poziomu objawów depresji i lęku. Stwierdzili jednak, że mają niższe wyniki w zakresie dobrostanu w porównaniu ze studentami medycyny.
Przeprowadzone przez zespół Vetnolimits w 2016 roku ogólnopolskie badania wykazały, że 77% studentów weterynarii miało kiedykolwiek zdiagnozowane zaburzenia nastroju, 14,6% przyznaje, że stwierdzono u nich zaburzenia lękowe, zaś te na tle stresu stanowią aż 37%. 55% studentów uważa, że obowiązki związane ze studiami przerastają ich i tyle samo odczuwa presję otoczenia. Aż 70% nie czuje się sprawiedliwie ocenianymi przez prowadzących zajęcia. 95% uważa, że studiowanie medycyny weterynaryjnej powoduje zmęczenie psychiczne. Zaś 68,5% czuje się kompletnie nieprzygotowanymi na stres związany z przyszłą pracą zawodową.
Stany lękowe a użycie smartfonów
Warto tutaj wspomnieć o „R word”, które przez brytyjską profesor Wendy Turner jest definiowane jako „zdolność do dobrej adaptacji w obliczu znacznego stresu i przeciwności”. Zaznacza ona również, że jej studenci w trakcie edukacji przechodzą przez wiele testów, egzaminów teoretycznych jak i praktycznych, sprawdzających ich umiejętności – każdy nieodporny psychicznie nie dotrwałby do końca tej ciężkiej drogi. Słusznie stwierdza, że odporność niekoniecznie świadczy o dobrym zdrowiu psychicznym.

Coraz więcej naukowców, psychologów i terapeutów zauważa korelację między stanami lękowymi młodych ludzi a modą i ogromnym wzrostem użycia smartfonów. „Pełne lęku dzieci z pewnością istniały przed Instagramem, ale wielu rodziców, z którymi rozmawiałem, niepokoi się, że nawyki cyfrowe ich dzieci – nieustanne odpowiadanie na wiadomości i posty w mediach społecznościowych, obsesyjne śledzenie przefiltrowanych działań innych ludzi – częściowo ponoszą winę za ich kłopoty” – pisze dziennikarz Benoit Denizet-Lewis w „The New York Times Magazine”.
Pokolenie Z usamodzielnia się o wiele później niż poprzednicy

Nieustanna ochrona, nadopiekuńczość oraz wyręczanie przez rodziców nie pomaga w podejmowaniu odpowiedzialnych i zobowiązujących kroków w życiu, przez co dzieci później się usamodzielniają. Minęły czasy, w których siedmiolatkowie bawili się sami na podwórku. Obecnie trzynastolatek jest wypuszczany z domu z ogromnym bólem serca i obawą przed niebezpieczeństwem. Kierując się dobrem dziecka, rodzice najczęściej nie są świadomi tego, że zaspokajają jedynie swoje potrzeby. Paradoksalnie prowadzi to do niezaradności, bezsilności oraz niższego poczucia własnej wartości u młodego człowieka. Wzmożona kontrola i próba chronienia swoich dzieci, przelewanie na nie własnych niespełnionych aspiracji zawodowych, notoryczne powtarzanie dzieciom, że są wyjątkowe, przy jednoczesnych wysokich wymaganiach oraz angażowanie ich w wyścig szczurów, prowadzą do rozwoju niektórych zaburzeń osobowości (m.in narcystycznych), stanów lękowych i depresyjnych.
Obawa rodziców przed popełnianiem tych samych błędów, co oni, jedynie utrudnia dzieciom radzenie sobie z problemami, prawidłową ocenę sytuacji oraz przyjmowanie odpowiedzialności za podjęte decyzje. W efekcie brak im wiary w siebie, obawa przed nieznanym jest większa niż chęć dążenia do celu i marzeń, a poczucie beznadziejności często doprowadza do tego, że młodzi ludzie nawet nie podejmują pierwszych kroków ku lepszej i pewnej przyszłości.
Ponadto mają oni problem w spędzaniu czasu sam na sam, w odosobnieniu, bez dostępu do mediów społecznościowych, co również ma wpływ na wzrastającą liczbę zaburzeń psychicznych i nasilaniu się objawów w/w lęku i depresji.
Międzypokoleniowa odmienność standardów zawodowych
Kiedy pewna grupa ludzi nieuważnie wyeliminowała ze swojego życia czas spędzany sam na sam z własnymi myślami, jej zdrowie psychiczne drastycznie ucierpiało. Gdy się głębiej zastanowić, ma to sens. Te nastolatki straciły zdolność przetwarzania i znajdowania sensu w swoich emocjach albo zastanawiania się nad tym, kim rzeczywiście są i co ma naprawdę znaczenie, albo budowania silnych więzi, czy nawet po prostu pozwalania swoim umysłom na to, by wyłączyły ważne obwody społeczne, które nie są przeznaczone do nieustannego używania, i przeznaczyły energię na inne ważne elementy utrzymywania kognitywnego porządku. Nie powinniśmy być zaskoczeni, że te braki doprowadziły do awarii.
Cal Newport, Cyfrowy minimalizm
Powyższe czynniki powodują, że świeżo upieczeni absolwenci czują się niepewnie na początku drogi zawodowej, niejednokrotnie wątpiąc w potencjał, jaki w nich drzemie. Wymagają częstszego kontaktu z mentorami/przełożonymi, którzy poświęcą im czas i uwagę, nakreślając kierunek rozwoju i cele do osiągnięcia. Dla porównania standardem dla pokolenia boomers było coroczne podsumowanie i rozmowa z przełożonym, natomiast pokolenie Z oczekuje praktycznie nieustannej weryfikacji jego działań. Ceni sobie informację zwrotną dotyczącą postępów, a docenienie i okazanie wdzięczności są u niego również mile widziane. Bardziej dba o balans między życiem zawodowym a prywatnym, chętnie wykorzystuje urlopy, celem odpoczynku i regeneracji, aby z większą energią i zaangażowaniem wrócić do pracy. Pragnie być stabilne finansowo, ale ceni swój czas poświęcony edukacji i nie zdecyduje się na pierwszą lepszą pracę za pensję, która go nie satysfakcjonuje.

Jest to pierwsze pokolenie, którego rodzice zgromadzili tak wysoki kapitał, że są w stanie zapewnić swoim dzieciom start w dorosłym życiu, bez podejmowania przez nie dodatkowej pracy. Pracodawcy powinni mieć na uwadze to, że ich pracownicy podejmują pracę zarobkową właśnie z tą wiedzą – jeśli coś im nie pójdzie albo będą chcieli zrezygnować, będą mogli w każdej chwili… wrócić do rodziców. Według danych Eurostatu odsetek Polaków mieszkających ze swoimi rodzicami wynosi obecnie ok. 44,7% całej populacji osób w wieku 25-34 lat, czyli jest to ok. 2 mln osób – tzw. “gniazdowników”. Co ważne, nie wynika on wyłącznie z uwarunkowań najmłodszego pokolenia czy – jak mylnie sugerują niektórzy – ich wygody. Jest efektem przede wszystkim niskich płac w Polsce (standardem w weterynarii są staże z urzędu w wysokości ok. 1000 zł), długiego, aż dwuletniego, okresu uzyskania niezależności finansowej u młodych Polaków oraz wysokich kosztów najmu i abstrakcyjnych cen zakupu własnego M (dla porównania nieliczni przedstawiciele z pokolenia baby boomers byli zmuszeni zaciągać kredyty hipoteczne na 30 lat, co jest dzisiaj standardem; zazwyczaj niedrogo mogli kupić od państwa własne lokum). Na przeciwnym biegunie jest Szwecja, gdzie mniej niż 5% przedstawicieli tej samej grupy wiekowej mieszka z rodzicami, a okres uzyskania niezależności finansowej wynosi mniej niż 6 miesięcy.
Roszczeniowość czy wrażliwość?
Młodzi lekarze weterynarii szybko zostają zweryfikowani przez życie i okazuje się, że ciężko jest im wprowadzić swoją wizję zawodu do prywatnych zakładów leczniczych, więc często czują się odosobnieni. Ze strony wielu pracodawców, pokolenie płatków śniegu odbierane jest jako bardziej roszczeniowe, oczekujące wysokiego wynagrodzenia przy mniejszym nakładzie pracy, często przybierające postawę ofiary, nie radzące sobie z sytuacjami stresowymi lub wymagającymi zdecydowania i własnej inicjatywy. Ponadto jego przedstawiciele odbierani są jako osoby, które zdecydowanie mówią o swoich prawach, oczekując respektowania ich, a równocześnie mają problem z przyjmowaniem konstruktywnej krytyki na swój temat. Feedback odnośnie pracy bywa czasem traktowany jako osobisty atak, co w momencie rozmowy motywacyjnej i mentoringowej odbiera przełożonemu możliwość zwrócenia uwagi na nieprawidłowo wykonane zadanie czy nieodpowiednie zachowanie młodego pracownika.

Warto wspomnieć o kolejnej kwestii – realia prowadzenia hodowli zwierząt, sposobu ich leczenia oraz obrotu żywcem rzeźnym, często ścierają się z prozwierzęcymi postulatami, które mają istotne znaczenie w obecnych czasach. Hodowcy twierdzą, że młodzi lekarze weterynarii nie są wystarczająco gotowi do pracy w gospodarstwach rolnych oraz na fermach. Przez wzrastający odsetek skarg oraz medialnych afer inicjowanych przez świeżych praktykantów, chęć przyjmowania ich do takich zakładów maleje. Portal internetowy College Times w artykule Farmers Refusing To Take On ‘Snowflake’ Veterinary Students dzieli się z czytelnikami doświadczeniem irlandzkich hodowców trzody chlewnej, którzy wprost mówią, że fermy świń są szokiem kulturowym, jeśli nie jest się do nich przyzwyczajonym. Kiedy na gospodarstwo jednego z nich została złożona skarga przez dwóch studentów weterynarii z University College Dublin, zdecydował, że nigdy nie przyjmie uczniów, którzy nie pochodzą z rolniczej rodziny. Skarga ta dotyczyła zachowania jednego z pracowników, który miał krzyczeć na świnie podczas ich przenoszenia. Departament rolnictwa podjął odpowiednie kroki w kierunku kontroli warunków panujących w gospodarstwie, nie dopatrując się żadnych uchybień. Niestety niesmak pozostał.
Wszyscy nieuchronnie zmierzamy… do katastrofy na weterynaryjnym rynku pracy
Kruchość psychiczna i brak odporności na stres nie mogą być przypisywane każdemu przedstawicielowi pokolenia Z. Mimo obserwowania takiego trendu w praktykach weterynaryjnych, wbrew ogólnej opinii, istnieją wciąż zdolni, pracowici i chętni do pracy absolwenci weterynarii. Z osobistych doświadczeń jednej z autorek wynika, że część młodych lekarek weterynarii z pokolenia Z, z którymi przyszło jej pracować, w wyniku kruchej konstytucji psychicznej nie daje sobie rady ze stresem codziennej pracy i w efekcie ląduje na zwolnieniu lekarskim. W momencie, w którym w jednym zakładzie trzy lekarki przebywają na zwolnieniu, zaburzony zostaje grafik pracy, rośnie presja na pozostałych członków zespołu, spada efektywność i morale, a co za tym idzie wyniki generowane przez praktykę. Druga strona medalu jest taka, że osoby te niejednokrotnie nie otrzymują wsparcia i odpowiedniego mentoringu tak, aby mogły spokojnie nabywać swoje kompetencje w praktyce. Wielu absolwentów wypala się zawodowo nawet przed pierwszym rokiem po studiach, co jest efektem m.in. traumy, jakiej zaznało podczas nauki na uczelni, niskiej samooceny, słabo rozwiniętych kompetencji interpersonalnych, tendencji perfekcjonistycznych, współistniejących chorób psychicznych lub zaburzeń na tle lękowym. Takie osoby w konfrontacji z trudnymi, roszczeniowymi klientami po prostu nie dają sobie rady. W środowisku coraz częściej słyszy się o przemęczonych i wyczerpanych młodych lekarzach weterynarii, których przerastają obowiązki zawodowe. Praca lekarza weterynarii stoi w kontrze do pokoleniowego oczekiwania względem jasnych granic wyjścia z pracy i czasu wolnego.

A może zamiast bezpłatnego „wolontariatu”, płatne zastępstwo w wakacje?

Wyjściem z całej sytuacji jest umiejętne zarządzanie praktykantami i ściąganie do siebie talentów, które możemy szlifować. Studenci, którzy dobrze rokują, będą najlepszym kapitałem na przyszłość i zaufanymi pracownikami, którzy odwdzięczą się swoim zaangażowaniem, świeżością umysłu, ciekawymi pomysłami, znajomością technologii czy świata social media, który może być dla nas fantastycznym kanałem marketingowym. To naszym zadaniem, jako pracodawców, jest zaoferowanie im wsparcia i możliwości rozwoju ich kompetencji i talentów. Nie trafią oni do nas nigdy, jeśli my sami nie będziemy mieli nic do zaoferowania. Oferując niskie zarobki, kiepskie przywództwo, agresywną krytykę zamiast konstruktywnego feedbacku, traktowanie z góry czy wysługiwanie się nimi do najczarniejszej roboty, skutecznie zniechęcimy do siebie tych, którzy stanowią przyszłość naszej profesji.
W chwili pisania tego artykułu zespół Vetnolimits składa się tylko z przedstawicielek pokolenia Z, które – mamy nadzieję – z naszym wsparciem rosną na przyszłe liderki naszego środowiska. Nabywanie jakichkolwiek kompetencji wymaga stworzenia kultury uczenia się i feedbacku, przyzwolenia na popełnianie błędów oraz obustronnego zaufania. Współpracujemy tylko z osobami, które rozumieją naszą misję, utożsamiają się z naszymi wartościami, mają takie same standardy etyczne jak my oraz potrafią samodzielnie zarządzać swoim czasem, są terminowe i słowne. Dzięki temu nie musimy tracić czasu na przekonywanie kogoś, że to, co robimy, ma sens bądź na siłę motywować do pracy.
Nasz zespół ma jasno sformułowane cele mentoringowe, zakres obowiązków, sposób komunikacji i raportowania, a także plan działania. Są to osoby, które wybraliśmy samodzielnie bez żadnych procesów rekrutacyjnych. Dzięki wspólnym wartościom, ukierunkowaniu na cel, obustronnej otwartości na naukę i samodzielności w wykonywaniu przydzielonych zadań realizują naszą misję, jaką jest zmiana polskiej weterynarii na lepsze. Są wnikliwymi obserwatorkami świata, które dzięki swojemu pozytywnemu nastawieniu, a także bardzo pożądanej przez pracodawców i jednak nadal rzadkiej u lekarzy weterynarii w Polsce umiejętności pracy zespołowej, mogą pogodzić studia weterynaryjne z pracą zarobkową. To właśnie ten ostatni element jest kluczowy w budowaniu poczucia bezpieczeństwa młodych osób i przekonania, że ich praca jest potrzebna i doceniana.
Nauka odpowiedzialności w atmosferze zaufania

Oferując studentom płatne praktyki w ZLZ, posadę technika lub wakacyjne zastępstwo, można też w ramach umowy wymagać od nich więcej, ucząc ich odpowiedzialności, terminowości, wywiązywania się z danego słowa oraz odpowiedniej postawy pracowniczej. Co więcej, nasz rząd od zeszłego roku znacząco ułatwił zawieranie umów zlecenie z osobami poniżej 26 roku życia, co oznacza, że kwota brutto na godzinę jest kwotą netto. Każda praca – nawet sprzątanie klatek, wyprowadzanie zwierząt czy porządkowanie leków – to jednak praca. Z czasem można wymagać więcej, ucząc swojego pracownika coraz bardziej odpowiedzialnych rzeczy, w atmosferze zaufania i wsparcia. Tak właśnie szwedzcy studenci odbywają płatne praktyki wakacyjne, podczas których w zakresie obowiązków mają szeroką gamę zadań należących do pielęgniarek, które zastępują podczas ich urlopów – m.in. zbieranie wywiadu, wykonywanie badania TPR, pobieranie krwi, podawanie leków, wykonywanie zdjęć RTG. Wyposażeni w te praktyczne umiejętności, o których wielu polskich studentów może pomarzyć, są o wiele lepiej przygotowani do przyszłych dyżurów po studiach. Co ciekawe, część z nich studiuje na polskich wydziałach weterynaryjnych, jednak szwedzki system umożliwia im odbywanie płatnych praktyk w kraju, w którym w przyszłości będą pracować zarobkowo.
Zamiast więc narzekać na młodsze pokolenia, które nic nie potrafią, dajmy im okazję do wykazania się pod naszym okiem, a staną się oni naszymi oddanymi pracownikami. Niestety problem jest systemowy, gdyż uczelnie weterynaryjne w Polsce, nie mogąc zapewnić roku praktyk w swoich klinikach uniwersyteckich (świadczą o tym między innymi warunkowe i czasowe akredytacje EAEVE, jak można przeczytać na oficjalnej stronie – w wyniku zbyt małej liczby przypadków klinicznych), przerzucają odpowiedzialność za naukę umiejętności klinicznych na studentów, którzy muszą sami zadbać o swój rozwój. Oznacza to, że najpierw zawierają umowy na bezpłatne praktyki studenckie, co niejednokrotnie przeradza się w darmowe „wolontariaty”, ciągnące się miesiącami, podczas których młody adept weterynarii przerabia któryś z następujących scenariuszy:
- jest bezpłatną siłą roboczą dla ZLZ, wykonując za darmo obowiązki techniczne,
- przygląda się z boku pracy lekarzy (tzw. „shadowing”),
- zależnie od dobrej woli właściciela praktyki może brać udział w wizytach i asystować w zabiegach lub jest wykorzystywany do pracy sprzątacza i wyprowadzacza zwierząt.
Praktyka po polsku

Należy nadmienić, że zgodnie z uchwałą rady Nr 24/2014/VI z dnia 10 czerwca 2014 r. ZLZ otrzymuje 32 złote od osoby za dzień praktyk. Uchwała ta nie przewiduje formy wolontariatu, który nie może obejmować obowiązkowych godzin dydaktycznych. Niemożliwe jest również prowadzenie takiej praktyki bez skierowania i podpisania odpowiedniej umowy zawierającej opłatę. (źródło: https://www.vetpol.org.pl/praktyki–studenckie). Na uwagę zasługuje wysokość kwoty – 32 złote. Tyle „warty” jest jeden dzień edukacji adepta weterynarii. Łatwiej i taniej jest skierować pojedynczego praktykanta do prywatnego przedsiębiorstwa, niż zapewnić mu odpowiedni poziom kształcenia zawodowego na poziomie akademickim w przepełnionej grupie. Problem jest systemowy i wymaga gruntownej reformy edukacyjnej, niemożliwej w chwili obecnej do przeprowadzenia bez szerokich konsultacji eksperckich i złożonych, czasochłonnych działań. O niedostatecznie wysokim poziomie kształcenia może świadczyć również fakt, że aktualnie w Wielkiej Brytanii w celu otrzymania prawa do wykonywania zawodu akceptowane są dyplomy tylko czterech „starych” wydziałów: Warszawy, Olsztyna, Wrocławia i Lublina. Absolwenci nowych wydziałów – Krakowa, Poznania, Torunia – będa musieli przystąpić do kosztownych egzaminów, po uzyskaniu wizy i zaliczeniu testu językowego.
Warto wspomnieć, że umowa wolontariatu jest możliwa do zawarcia tylko z organizacjami non-profit, do których nie należą zakłady lecznicze dla zwierząt. System bezpłatnych praktyk studenckich, który działa od pokoleń podtrzymuje stary porządek i w wielu przypadkach spowalnia nabywanie kompetencji praktycznych u studentów weterynarii. Proceder kontynuowany jest na niskopłatnych stażach z urzędu. Studenci, którzy nie mieli tyle szczęścia podczas praktyk studenckich lub w klinikach uniwersyteckich, przez co nie nauczyli się niezbędnych czynności, niejednokrotnie w czasie stażu wykonują już czynności lekarsko-weterynaryjne, ale za bardzo niskie stawki.
Mentoring weterynaryjny nadzieją na zmianę

Najlepsze ZLZ wygrają, oferując wysokiej jakości mentoring weterynaryjny, który jest niezbędny do pozyskiwania i utrzymania najlepszych pracowników. Ci, bez względu na wiek, bez szansy na rozwój i spełnienie zawodowe, po prostu do nas nie trafią albo z czasem odejdą. Wiedzą o tym najlepsze startupy z Doliny Krzemowej czy firmy konsultingowe. Mentoring jest w cenie i co więcej, dzięki Vetnolimits jest też możliwy.
Pokolenie Z to generacja wielkich zmian, burzenia starego porządku, troski o naszą planetę i olbrzymich nadziei. Nie można go generalizować i nadawać stygmatyzujących łatek. To pokolenie różnorodne, pełne energii, mające niespotykaną dotąd umiejętność adaptowania się do zmian i nowych technologii. To pierwsze pokolenie (nie udało się to jeszcze millennialsom), które przegoni dziadersów (nie mylić z boomersami), trzymających jeszcze władzę w niektórych instytucjach publicznych, na uczelniach oraz w praktykach weterynaryjnych, i nada w końcu inny ton komunikacji. Jeśli o nich nie zadbamy, to czeka nas katastrofa na rynku pracy. Przy obecnych trendach demograficznych, niepodejmowaniu pracy przez absolwentów, rosnącym odsetku lekarzy wypalonych zawodowo i popełniających samobójstwa oraz powolnemu przemijaniu i śmierci starszego pokolenia lekarzy weterynarii, niemożliwa będzie sukcesja i przekazanie praktyk weterynaryjnych młodszemu pokoleniu. Popyt na zwierzęta domowe cały czas rośnie i nie nadąża za tym system edukujący lekarzy, którzy mogą to zapotrzebowanie obsłużyć. Rozwiązaniem jest uzupełnienie sylabusa studiów weterynaryjnych o naukę kompetencji miękkich, zajęcia z profilaktyki stresu, zatrudnienie psychologów na wydziałach weterynarii, jak to ma miejsce w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii, nauka pracy zespołowej i klinicznej podczas praktyk studenckich i staży oraz…mentoring weterynaryjny, który jest korzyścią dla obu stron.

Autorki:
lek. wet. Natalia Strokowska (pokolenie millennials)
Gabriela Adamek, studentka V roku, WMW UP w Lublinie (pokolenie Z)
Bibliografia:
- https://harbingers.io/blog/pokolenie–z–czyli–pokolenie–platkow–sniegu
- https://holistic.news/pokolenie–platkow–sniegu/
- https://www.rp.pl/Kadry/309239977–Pokolenie–Platkow–Sniegu–––nowa–bolaczka–firmowych–dzialow–HR.html
- https://blog.collinsdictionary.com/language–lovers/top–10–collins–words–of–the–year–2016/
- https://www.prnewswire.com/news–releases/gen–z–and–millennial–pet–owners–4–key–things–pet–markete rs–and–veterinarians–must–know–300607587.html
- https://www.packagedfacts.com/Millennials–Gen–Pet–Consumers–Dogs–Cats–Pets–11268949/
- https://www.practicelife.com/en/latest/millennial–marketing–how–to–engage–with–younger–pet–owners/
- https://www.veterinarypracticenews.com/how–millennials–and–generation–zers–are–affecting–the–veterinary–workforce/
- https://www.dvm360.com/view/what–gen–z–veterinarians–will–face
- https://todaysveterinarybusiness.com/the–future–is–petgen/
- https://www.collegetimes.com/news/farmers–snowflake–veterinary–students–156355
- https://www.irelandsdentalmag.ie/snowflake–generation/
- https://vetnolimits.com/2018/11/09/stres–u–studentow–weterynarii/
- https://www.rp.pl/Spoleczenstwo/181229858–Kobiety–weterynarze–najczesciej–popelniaja–samobojstwo.html
- Książka Cyfrowy minimalizm – Cal Newport
- https://www.facebook.com/237350770095383/videos/286425155401480 – Komunikacja pomiędzy starszym i młodszym pokoleniem lekarzy weterynarii – wykład lek. wet. Natalii Strokowskiej na konferencji Zarządzanie w weterynarii – nowe wyzwania, 23–24.11.2018 r. Hotel Magellan – Bronisławów
- https://www.forbes.pl/gospodarka/ilu–mlodych–polakow–mieszka–z–rodzicami–dane–eurostat–za–2017–rok/8rq9r8c
- https://www.sensity.pl/dorosle–dzieci–nadopiekunczych–rodzicow–dlaczego–sa–niezaradne–zyciowo/
- https://www.vetpol.org.pl/praktyki–studenckie
- https://www.eaeve.org/
- https://vetnolimits.com/2018/10/13/jak-umieraja-lekarze-weterynarii/
Artykuł bardzo ciekawy, ale co bardzo razi: zawiera błędne informacje. Mam wielu znajomych którzy kończyli uczelnię w Poznaniu i pracują w Wielkiej Brytanii bez zdawania “kosztownych egzaminów”. Bez problemu uzyskali tam prawo wykonywania zawodu. Z tego co wiem Poznańska uczelnia uzyskała akredytację ministerstwa (choć musi na pewno jeszcze wiele poprawić – akredytacja jest warunkowa) . Dodatkowo :jak może mówić o Toruniu który jeszcze nie wypuścił studentów, więc nie wiadomo czy będą oni mieli problem. Pozdrawiam, absolwentka Poznania, która dziękuje wielu swoim wykładowcom, ze już na studiach traktowali studentów jako przyszłych współpracowników, a nie ludzi ktorym trzeba pokazać że są nikim 🙂
Droga Gosiu, dziękujemy za Twój komentarz. Jesteśmy na bieżąco z informacjami z RCVS i po brexicie sytuacja zmieniła się. Informacje są do wglądu na ich oficjalnej stronie. Po więcej warto zajrzeć tutaj: https://www.rcvs.org.uk/registration/applications-veterinary-surgeons/europe/
Znamy również absolwentów z Poznania, którzy pracują w UK i rejestrowali się przed brexitem (m.in. kursantów Veterinary English). Niestety po wyjściu Wielkiej Brytanii z UK bez problemu dyplomy uznawane są tylko z czterech wymienionych uczelni.
Celowo piszemy o Toruniu, aby studenci tej uczelni mieli w tej sytuacji świadomość aktualnej sytuacji. Jeśli coś się zmieni, na pewno będziemy update’ować. Pozdrawiamy.
Z tego co widzę podobnie sprawa wygląda z Krakowem, może ktoś się jeszcze wypowie na ten temat?
Taka sama sytuacja. Informacje ze sprawdzonego źródła.
Moze sie cos zmieni z czasem 🙁 Dzięki za odpowiedź.
Bardzo dobry artykuł. Idea super, oby się coś ruszyło do przodu. Pozdrawiam.
Bardzo potrzebne artykuły. Spojrzałabym na wiele spraw inaczej gdybym je przeczytała wcześniej. Widzę, że mogłam być wypalona zawodowo zaraz po studiach. Nie czułam się gotowa do podjęcia pracy. Zaoszczędziłabym sobie poczucia beznadziei. Teraz po pewnym czasie wiem, że to czym się zajmuję jest to.
Jestem studentką ostatniego roku i to prawda że już jestem wypalona w porównaniu do moich rowieśnikow którzy juz zarabiają pieniądze, ja przez nienormalny plan zajęć i dodatkowo 5 fakultetów (ktore pojawiły się od tego rocznika i są dodatkowym obciążeniem dla i tak przeciążonych studentow) nawet gdybym chciała nie mam sily żeby podjąć pracę poza studiami. W rezultacie w wieku 25 lat jestem na garnuszku rodziców. Mało tego nawet na wakacjach nie mam jak podjąć pracy bo 1,5 miesiąca praktyk oczywiście za darmo plus sesja we wrześniu nie daje mi właściwie żadnego manewru. A perspektywy zawodowej właściwie nie mam bo nie mam “znajomości”. Nie mam osobistego lekarza który by mnie wprowadził w ten fach, bo moim zdaniem tak powinno to wyglądać.
Więc sytuacja na studiach i po jest opłakana. Gdybym mogla się cofnąć nie poszłabym na te studia bo nie dość że nie są warte moich nerwów i to nic mnie nie nauczyły. Prawdą jest że praca na fermach to już wgl enigma. Ucząc się wszystkiego tak naprawde nie uczę się nic. Na ten przykład chcę pracować w gabinecie z malymi zwierzętami. Dopiero na 5 roku zaczynamy male zwierzęta wtedy kiedy człowiek już jest wykończony i nie widzi sensu w nauce i jest po prostu zmęczony, ba już nie wierzy w nauke i jest zniechęcony wszystkim. Takie wypalenie w nauce i także na praktykach widzę także po moich znajomych więc nie jest to pojedyńcze zjawisko. Bardzo brakuje entuzjazmu z pierwszych lat szczególnie że w końcu cię dopuścili do żywych zwierząt i powinien się pojawić, ale jesteśmy tak zmeczeni studiami i walką z systemem edukacji xD że nie mamy sily ani ochoty juz do pracy i cierpliwości do wlascicieli. Człowiek ma wrażenie że zwierzęta w tym calym systemie są na ostatnim miejscu.
Ja jestem z tego co widzę ambitniejsza od moich kolegów bo chce odebrać dyplom, a dopiero potem zniknąć i przebranżowić się na pracę biurową z dala od ludzi i zwierząt. Mam po 5 latach wszystkiego dość i chce jak najdalej uciec od uczelni innych studentów i wgl wspomnień o tych studiach.
Teraz walczę ze sobą żeby sesja żeby to jeszcze zaliczyć nawet jeśli egzaminy są prostsze niż na niższych latach to brakuje mi chęci i motywacji żeby do nich wgl przystąpić no bo po co…
Generalnie im szybciej się wszystko posypie tym lepiej. Trzeba całkowicie zmienić system edukacji. Zburzyć i zbudować od nowa. Bo obecni studenci są niekompetentni podobnie jak większość wyķładowców, doktorów i profesorów w kwestii nauczania.
Trocĥe się czuję jakbym uciekała z tonącego statku.
Życzę tym którzy jeszcze bedą mieli siłe iść leczyć do gabinetów satysfakcji z wykonywanej pracy i jak najmniej stresu (chociaż powinniśmy sie przecież przyzwyczaić na studiach xD)
Dajcie z siebie wszystko i utrzyjcie nos starej weterynarii!!!