Już ponad 50% pracowników należy do tzw. pokolenia millenials, dla którego nie liczą się już tylko same zarobki, lecz także czas wolny, opieka mentora, możliwość rozwoju i specjalizacji – czyli rzeczy zgoła obcych wielu pracodawcom z pokolenia Y i Baby Boomers. Najmłodsi absolwenci, należący już do pokolenia Z są coraz bardziej pewni siebie, mają niestety też często problemy z empatią, są skoncentrowani na sobie, wykazują niską tolerancję na frustrację… Uwaga, nadeszło tzw. pokolenie narcyzów (więcej o różnicach w pokoleniach lekarzy i klientów przeczytasz w naszym innym artykule).
To ja, narcyz się nazywam…
Najmłodsi absolwenci i studenci należą już do nowego pokolenia czyli pokolenia Z, które przez psychologów, socjologów i psychiatrów coraz częściej nazywane jest “pokoleniem narcyzów”. Skupieni głównie na sobie i zaspokajaniu własnych potrzeb, o obniżonej empatii i osłabionej inteligencji emocjonalnej, wykazują niezwykle niską tolerancję na przeżywanie frustracji. Utrwalone we wczesnym dzieciństwie złe nawyki, jako skutek tzw. ” beztresowego wychowania” oraz wkroczenie w młodszym wieku w posiadanie smartfonów dają przerażający efekt w dorosłym życiu. Psychologia kliniczna opisuje narcyzm jako zaburzenie osobowości, dotykające tylko 1-5% populacji, w tym głównie mężczyzn. Skąd zatem taki zalew narcyzów w nowym pokoleniu?
Narcyzi przekonani są o swojej wyjątkowości i znaczeniu, chociaż mają bardzo zaburzone i zmienne poczucie własnej wartości. Chcą być podziwiani (stąd m.in. duża aktywność w social media), snują fantazje na temat siebie samych, swoich sukcesów, sławy i pieniędzy. Bywa, że mają w zwyczajach traktować innych instrumentalnie. Na słowa krytyki reagują poczuciem upokorzenia i złością. Jeden z byłych pracowników, po rozmowie podsumowującej jego pracę na następny dzień poprosił mnie na rozmowę, aby mi oświadczyć, że nie mógł przeze mnie spać całą noc i że “sobie nie życzy abym mu mówiła takie rzeczy” (takie rzeczy – czyli obowiązki, z których się nie wywiązał). Następnie zapytał mnie, czy przez to uważam, że jest leniwy, a poza tym ma wrażenie, że go nie lubię. Taka reakcja pokazuje niedojrzałość w przyjęciu feedbacku dotyczącego pracy i nieumiejętności oddzielenia siebie od pracy. Słowa negatywnego feedbacku przez osoby z rysen narcystycznym często są traktowane osobiście, jak urazę, zaś praca jest odbierana silnie relacyjnie – zła ocena, zły ja, leniwy ja, nie lubią mnie. A w pracy przecież łączy nas umowa i określone obowiązki, to nie jest przyjaźń, za którą dostajemy pieniądze. Niestety bywa, że działanie narcyza nacechowane jest zawiścią i zazdrością. Bolączką pracodawców bywają aroganckie bądź wyniosłe postawy swoich młodszych pracowników. Narcyz cierpi nieprzerwanie, gdyż za bardzo skupiony jest na sobie samym. Nie może przez to skupić się na innej osobie i wstawić jej sytuację. Stąd też jego wypowiedzi są często nieprzemyślane, krzywdzące, odbierane wręcz przez starszych kolegów i przełożonych za aroganckie i wywyższające się. Rodzi nam się wielki konflikt międzypokoleniowy wśród różnych pokoleń personelu weterynaryjnego.
Plaga narcyzmu wśród młodych lekarzy weterynarii
Współcześnie o narcyzmie można mówić nie tylko w kategorii zaburzenia osobowości, ale także jako o postawie życiowej reprezentowanej szczególnie przez pokolenie dorastającej młodzieży i młodych ludzi. Poziom narcyzmu u osób urodzonych po 1982 roku jest o 65% wyższy niż u osób urodzonych w latach 60 – wskazują badania amerykańskiej psycholog dr Jean Twenge.
Wyniki badań w tym zakresie prowadzonych przez dr hab. Krystynę Drat-Ruszczak ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Sopocie oraz dr Różę Bazińską z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Gdańskiego informują, dlaczego tak popularna jest współczesna postawa narcystyczna:
„Postawa narcystyczna, wyrażana m.in. wysoką samooceną, jest odpowiedzią na wymagania współczesnej kultury, gdzie promowany jest indywidualizm, skupienie na sobie. Nie jest przejawem zaburzeń, ale raczej dobrej kondycji psychicznej, umiejętności przystosowania się do wymogów czasu”.
Możnaby rzec, że nie ma miejsca w weterynarii na skrajnych narcyzów – profesji wymagającej empatii, inteligencji emocjonalnej i skupienia na innych. Brak tych cech, a także trudności w zaangażowaniu w relacje międzyludzkie sprawiają, że coraz więcej kandydatów po prostu nie jest w stanie pełnić zawodu lekarza weterynarii. Oni również jako pierwsi będą też negować stary porządek stworzony przez swoich rodziców – długie godziny pracy, brak czasu wolnego, pracujące weekendy i wieczory, wyzysk w pracy – jesteśmy świadkiem początku zmiany pokoleniowej, do której będziemy musieli się dostosować. Jest ona nieuchronna wraz z odejściem starszego pokolenia lekarzy, dla których praca była sensem życia. Dla młodych jest środkiem do celu, zarobienia dostatecznej kwoty pieniędzy, aby móc spędzać jak najwięcej czasu wolnego na odpoczynku i z bliskimi.
Kryzys na rynku pracy
Wyniki przeprowadzonych w 2016 roku przez zespół Vetnolimits badań nad stresem u polskich studentów weterynarii wykazały, że olbrzymia większość jest niegotowa na stres i obowiązki płynące z pełnionego zawodu. W toku nauczania i bardzo wymagającego sylabusa studiów u studentów nie wykształca się odpowiednio inteligencja emocjonalna, dochodzi do licznych zaburzeń na tle lękowym i stresowym. Wielu studentów przeżywa w trakcie nauki epizod depresyjny. Z roku na rok przybywa też narcyzów, którzy nie są gotowi podjąć się pracy w zawodzie – te osoby również szybko wypalają się zawodowo, zmieniają branżę lub nie podejmują pracy zarobkowej zupełnie niegotowi na konkurencyjne środowisko pracy. Bez poczucia odpowiedzialności za swoje czyny, przekonaniem o własnej wyjątkowości, a także non-konformizmem w stosunku do ogólnie przyjętych norm i zasad pracy zespołowej, stanowią olbrzymie wyzwanie dla pracodawców i burzą dawny porządek pracy, jaki stworzyli ich rodzice. Takie nastawienie i głośne “nie” dla dotychczasowego wyzysku, niskich płac, a także braku czasu wolnego poza pracą (co było normą dla wcześniejszych pokoleń) sprawia, że młode pokolenie często zmienia pracę w poszukiwaniu takiej, która spełni ich oczekiwania. Normą są zwolnienia po miesiącu, czy trzech.
Model wychowania i social media
Dlaczego młodzi są tacy “wydelikaceni” jak to zwykli mawiać starsi stażem koledzy? “Wszyscy teraz tylko depresja i depresja, za moich czasów nikt żadnej depresji nie miał.” No nie miał, bo się o niej nie rozmawiało, nie miał też, bo nie było social media, zaś wychowanie było często bardzo twarde, nie było miejsca na sprzeciw, od dzieci wymagana była bezwzględna dyscyplina, zaś przejawy słabości tłumione. Mężczyzna nie mógł psychicznie cierpieć i w lęku przed wyśmianiem czy wytykaniem, że “wariat” po prostu pił, albo popełniał bez ostrzeżenia samobójstwo. Ciekawie sytuację podsumował amerykański psychiatra Keith Ablow, który twierdzi, że “młodzież zamiast konfrontować się z realnym życiem, brnie w medialną fikcję”. To prawda, młodzi coraz później wchodzą w dorosłość, zaś social media, nowe technologie i nadopiekuńczy rodzice powtarzający swoim pociechom “że przecież jesteś wyjątkowy i stać cię na wszystko”. Dzieciaki skupione na spędzaniu czasu w wirtualu, zamiast w realu, tracą to, co w życiu najważniejsze – budowanie odpowiedzialności za siebie samego oraz prawdziwe relacje z innymi ludźmi.
Młodzi lgną do social media jak ćmy do światła. “Tam każdy może być każdym, można oszukiwać, mieć setki „przyjaciół”, kolekcjonować komentarze i lajki, skupiać się tylko na kontakcie z osobami, które zawyżają poczucie wartości. Wyretuszowane, wystylizowane, odpowiednio wykonane zdjęcia wrzucane do sieci, a pod nimi pochlebne opinie kształtują zupełnie inny wymiar.”
Młodzież, zamiast skupić się na życiu realnym, oddala się w świat bezproblemowej fikcji, gdzie wirtualne życie przesłania im wgląd w prawdziwą rzeczywistość. Dużą rolę w wychowaniu pokolenia narcystycznych dzieci odgrywają rodzice. Zdaniem Michaela Winterhoffa współcześnie zachowania narcystyczne można zaobserwować już u dziesięciolatków, którzy nie rokują dobrze na przyszłość, jeśli chodzi o grupową współpracę. Niemiecki ekspert dodaje, że wina tkwi głównie w nadopiekuńczych rodzicach, którzy „[…] nie są w stanie instruować dzieci.
Dzieci potrzebują do rozwoju emocjonalnego i społecznego jasnych przekazów”. Natomiast nadopiekuńczy rodzice tolerują każdy ich wybryk, pozwalają na dużą swobodę, podczas gdy do prawidłowego rozwoju psychiki oraz kompetencji społeczno-emocjonalnych potrzebne są konkretne wskazówki. Wyniki badań opublikowane przez Proceedings of National Academy of Sciences sugerują, że rodzice, którzy „przeceniają” i bezpodstawnie doceniają swoje dzieci w wieku od 7 do 11 lat, często zaszczepiają w nich poczucie wyższości nad innymi i wychowują pokolenie narcyzów. I tutaj najlepiej sprawdza się powiedzenie „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci…”.
Im bardziej rodzice unikają udzielenia konstruktywnej krytyki swoim dzieciom, im mocniej utwierdzają je w przekonaniu o ich wyjątkowości, tym tworzą większe problemy swoim pociechom w ich późniejszym życiu. Konfrontacja z rzeczywistością w późniejszym wieku u narcystycznej młodzieży może mieć zgubne skutki. Doktor Ablow uważa, że gromadzona latami od dzieciństwa dawka narcystycznych postaw i poglądów, kiedyś zawsze przebiera miarę i rozlewa się na życie czarą goryczy. Poczucie zagubienia, rozpaczy, pustki i bezradności po konfrontacji z prawdą mogą stać się poważnym wyzwaniem dla młodego człowieka.” (Fragment pochodzi z artykułu: https://www.odkrywamyzakryte.com/pokolenie-narcyzow/)
Coraz częstsza u studentów weterynarii depresja, sięganie po narkotyki, alkohol i leki psychotropowe często jest odpowiedzią na bolesne zderzenie z brutalną rzeczywistością świata uczelni akademickiej i studiowania weterynarii – gdzie nie ma miejsca na emocje. Jest przewlekły stres, krótkie terminy, niskie oceny, mało snu, często nieprzychylne komentarze prowadzących, płynąca zewsząd krytyka, atmosfera wyścigu szczurów i zacięta rywalizacja, w której większość jest i tak lepsza od nas. A przecież rodzice zawsze mówili mi, że jestem wyjątkowy? Wpojenie dziecku poczucia wyższości sprawia, że dorastając i konfrontując się z zupełnie odmiennymi realiami weterynaryjnego już jako młody dorosły wielu nie wytrzymuje presji i nie podejmuje pracy w zawodzie lub doznaje załamania nerwowego.
Dziękuję, mamo. Koniec trochę smutny
Dziękuję Ci mamo, że wychowałaś mnie na silną i mądrą kobietę. Nie zawsze było łatwo, długo nie mieliśmy prawie nic. Zdarzało się, że podnosiłaś głos, to była często szorstka miłość. Wiem, że sama zostałaś z malutką mną, a babcia zmarła jak miałam trzy lata. Pamiętam ją ze zdjęć, pamiętam Twoje łzy. Obie musiałyśmy bardzo szybko dorosnąć. Życie wymusiło na tobie żebyś została twardzielką, Twoje słowa “w życiu nie licz na nikogo, licz na siebie” były moim motorem do działania bardzo długo. Rozbudziłaś we mnie chęć poznania świata, dałaś książki i poezję, uwrażliwiłaś na sztukę, zabierałaś w góry i do wszystkich krakowskich muzeów. To, że spędziłam młodość w naszym ukochanym Krakowie stało się moim największym kapitałem intelektualnym na przyszłość, zaś edukacja odebrana w V LO im. Augusta Witkowskiego, szkole legendzie, prawdziwej mekce wolnych umysłów, geniuszy i nieskrępowanej aktywności intelektualnej nastolatków, było dla mnie najlepszym paszportem w dorosłe życie. Po dziś dzień dziękuję za czasy, w jakich się wychowałam – spotykania z ludźmi, przyjaźni, próbowania wszystkiego na własnej skórze, bez smartfona w ręku.
Nigdy nie powtarzałaś mi, że jestem najlepsza i wyjątkowa. Mimo, że byłaś momentami surowa, dałaś mi wszystko to, czego sama nie miałaś jako dziecko. Miałam zawsze pełną akceptację swoich wyborów – zwariowanych podróży po świecie, wybranych studiów, wszystkich moich przedziwnych pomysłów. Rozbudziłaś we mnie obywatelkę świata, dziewczynę, której życiowem mottem jest to, że zawsze sobie poradzi. Tak jak Ty sama musiałaś w 89′ ze mną malutką w akademiku Żaczek. To przez wiele lat Twojego wysiłku, wysyłania mnie na kolonie, kursy językowe, do szkoły baletowej (autobusem z kluczem na szyi). Wyposażyłaś mnie w niezachwiany instynkt samozachowawczy, który jest jednym z największych zasobów, jakie mam. Dzięki temu nie boję się pracy, wiem, czego chcę, umiem radzić sobie w podbramkowych sytuacjach, jestem wszechstronna i mam odwagę opowiadać swoją historię, żeby pomóc innym, którzy nie mają nadziei, że będzie lepiej. Nawet nie wiesz jak z perspektywy czasu cieszę się, że żyliśmy wtedy skromnie – doceniam absolutnie wszystko, do czego doszłam sama, nic nie dostałam za darmo, na wszystko musiałam zapracować. Gdy nie miałam kasy – po prostu szłam do pracy i było to dla mnie coś zupełnie normalnego. Do matury nie były mi potrzebne żadne korepetycje, bo miałam wyrobiony nawyk uczenia się, również dzięki Twojej dyscyplinie, uwadze i braku pobłażania. Przygotowałaś mnie na ten świat mamo, dziękuję. Choć pamiętam, że bywało bardzo ciężko.
Czasem z ciekawości spoglądam do Internetu, co robią znajomi z dawnych lat – wielu ludzi z dobrych, często zamożnych rodzin nie osiągnęło w swoim życiu nic – walczą z depresją lub innymi zaburzeniami, część nadal jest wspomaganych finansowo przez rodziców lub mieszka z nimi. A koledzy z roku? Nazwiska, o których słyszę można policzyć na palcach jednej ręki. Ostatnio spotkałam wchodząc do metra koleżankę – ma dość, jest wypalona zawodowo, żeby lepiej zarabiać, musi więcej pracować. Myśli o zmianie branży, tak jak wiele osób z mojego rocznika. Wiele już odeszło – ile można pracować za 3-4 tysiące bez żadnej szansy na więcej? Bez żadnej szansy na rozwój, wsparcie, docenienie?
YOLO
W ciągu ostatniego pół roku trójka studentów i absolwentów wydziałów weterynaryjnych w Polsce popełniła samobójstwo. Sama pamiętam kolegów, którzy przerywali studia ze względu na załamanie nerwowe. Z rozmów z jedną z koleżanek z innej uczelni wynika, że trójka jej znajomych z grupy przerwała studia ze względu na hospitalizację w szpitalu psychiatrycznym, dwie wróciły kończyć studia. Historie można mnożyć. Coraz więcej młodych ludzi jest totalnie niegotowych na dorosłość. Zmieniający się model wychowania i olbrzymie błędy jakie popełniają rodzice w budowaniu postawy wyjątkowości u swoich dzieci, social media (w których poddani jesteśmy ciągłej ocenie i lgniemy do “relacji” z tymi, którzy dają nam najwięcej pochwał i uwagi) oraz nowe technologie są dla nich największym zagrożeniem. Kiedyś ludzie o wiele lepiej radzili sobie ze stresem na studiach, zagryzali zęby, mniej brali do siebie – byli też inaczej wychowani – na twardych dorosłych ludzi, którzy po prostu muszą iść do pracy, bo nie zostaną na utrzymaniu rodziców. Nie było też social media – po prostu spędzali ze sobą więcej czasu offline, budowali prawdziwe, wartościowe, wieloletnie relacje. Słowo mówione miało większą wartość. Dzisiaj tak, jak łatwo jest się z kimś umówić jedną wiadomością na messengerze, tak łatwo jest godzinę przed spotkaniem je odwołać jednym komunikatem. Zdarzało mi się to wielokrotnie i dopadała mnie olbrzymia frustracja, jak ktoś tak robił nie licząc się z tym, że ułożyłam swoje wszystkie plany aby się z kimś zobaczyć. Podobnie dzisiaj z rozmową kwalifikacyjną – lekarze umawiają się i nie wprzychodzą bez ostrzeżenia. To właśnie narcyzm. “Wychował mnie mój smartfon” to slogan najmłodszego pokolenia. Rodzice nie spędzają czasu z dziećmi, więź zastępuje telefon, w Internecie zaś młodzi szukają swoich wzorów do naśladowania (często wśród youtuberów, czy pato-streamerów) i poddają się nieustannej krytyce, padają ofiarami hejtu i cyberprzemocy. Jestem tak bardzo szczęśliwa, że wychowały mnie książki i kontakt z rówieśnikami. Pierwszego Samsunga dostałam w wieku 13 lat, miał miejsce na 3 linijki tekstu. Facebook w Polsce zawitał w 2008, czyli w momencie rozpoczęcia przeze mnie studiów weterynaryjnych. Tak się cieszę, że byłam już młodą dorosłą.
Władze uczelni podejmują gorączkowe działania w celu zapewnienia opieki psychologicznej studentom. Czasy się dramatycznie zmieniają, pora przestać być w oporze i potraktować problem poważnie. A to dopiero początek. Natomiast pomoc psychologiczna dla młodych ludzi, to działanie doraźne, dla wielu pomoc pojawia się zbyt późno – leczenie zaburzeń osobowości, zaburzeń z pogranicza autyzmu, nerwic lękowych itp. – to często lata wytężonej pracy terapeutycznej. Pod rozwagę należy wziąć cały model wychowania ze smartfonem w ręku, wykształcanie postaw wyższości w młodych ludziach i ich roszczeniowości (to się tyczy również coraz większej liczby klientów placówek weterynaryjnych, którzy do nas przychodzą), a także coraz późniejsze wchodzenie w dorosłość. Wielu młodych ludzi jest tak zafiksowanych na ocenach i wyścigu szczurów (bolesne zderzając się z wdrukowanym przez rodziców sloganem “jesteś najlepszy i wyjątkowy, możesz wszystko”), że nie dostrzega najważniejszej części problemu – kwalifikacje zdobywa się z czasem, doświadczenie zawodowe na praktykach i w dalszej pracy, natomiast bez odpowiednich kompetencji interpersonalnych takich jak: inteligencja emocjonalna, empatia, samokontrola, samoświadomość, nastawienie na potrzeby innych, budowanie bliskich relacji – nie ma się szans w weterynarii – branży opartej na budowaniu więzi z klientem, gdzie potrzebne są emocje i silne umiejętności miękkie. Żyjemy tylko raz, młodość bywa burzliwa, natomiast coraz więcej dramatów spotyka studentów i młodych lekarzy, którzy przez błędy rodziców i social media nie mogą normalnie wejść w dorosłość i stawiać czoła wyzwaniom, jakie przynosi życie. Ci, którzy rozpoczną pracę zawodową chcą, aby praca była dla nich pasją, zainteresowaniem i dodatkiem do życia prywatnego, nie zaś centrum życia i największą ambicją. Narcyzm jest postawą wyuczoną, za którą odpowiedzialność biorą rodzice. Później taki człowiek w dorosłym życiu zostaje emocjonalnym kaleką i musi radzić sobie sam, a często nie wie, że ma problem.
Brak wzorców i kryzys mentorów
Kilka tygodni temu w kwietniu studenci studiów zagranicznych SGGW poprosili mnie o sesję mentoringową. Była pełna sala ludzi – w tym wielu polskojęzycznych studentów. Rozmawialiśmy o stresie, ścieżce kariery, jak radziłam sobie psychicznie na studiach, jak budować swoje kompetencje miękkie i kliniczne, jak szukać mentora. O to ostatnie najtrudniej – wielu ekspertów nie chce bezinteresownie dzielić się swoją wiedzą. Zostałam mentorką dla wielu młodych ludzi wcześniej, niż bym mogła sobie wymarzyć. Praktycznie od studiów poświęcałam czas innym – nie mówcie zatem, że nie wiecie jak można pomóc. Potrzeba naprawdę niewiele – odrobiny czasu, chęci i otwarcia się na drugiego człowieka.
Dziękuję za ten wielki honor i zaufanie. Wasze maile, szczere wiadomości, słowa podziękowania są dla mnie olbrzymim wyróżnieniem i motorem do działania. Stworzenie osobnej, bezpiecznej przestrzeni do rozmów na trudne tematy było ukoronowaniem lat indywidualnej i całkowicie bezpłatnej pracy z ludźmi – studentami i lekarzami. Teraz możecie wzajemnie, bez oceny i strachu przed tymi, którzy nie mają wrażliwości i empatii, dzielić się swoimi spostrzeżeniami i problemami w grupie FB “Weterynaria — biznes, marketing, wellness by Vetnolimits”. Traktuję Was poważnie – i nie udaję, że problemu nie ma, lub jest błahy. Natomiast wiem, że powiedzenie szczerze o swoich problemach wymaga odwagi i wyjścia ze strefy komfortu, na którą stać niewielu. Celowo najważniejszym pytaniem weryfikacyjnym przy przyjęciu do grupy jest “Co planujesz wnieść od siebie?” – część osób pisze że nie zamierza nic, część, że nie umie, że to trudne pytanie, zostawia celowo pustą odpowiedź, część pisze, że nie ma doświadczenia (3 lata po studiach?) itp. itd. To właśnie wiele postaw w naszej branży, których nie chcę w naszej społeczności – wyższą ideą jest inicjacja zmiany przez aktywnych, wrażliwych i chętnych do pomocy innym ludzi, którzy potrafią coś zrobić dla dobra ogółu. Czasem wystarczy po prostu innych wysłuchać, podzielić się swoim doświadczeniem i okazać wsparcie. To jak do siebie piszecie w grupie, jest tego prawdziwym, żywym przykładem.
Aby móc zatrudniać – musimy mieć w kim wybierać. A jeśli kształcimy absolwentów niezdolnych do podjęcia zawodu (i nie mówię o kompetencjach twardych i wiedzy), część kobiet nie wraca do pracy klinicznej po urodzeniu dzieci, wielu dobrych lekarzy wyemigrowało, zaś spora część w ciągu 5-7 lat od rozpoczęcia pracy, wypali się zawodowo lub zmieni zawód – to dokąd zmierzamy jako branża?
Potrzebuję Was, żeby wspólnie przeprowadzić zmianę światopoglądową. Jedno wiem – już na naszych oczach dzieje się w ostatnich latach olbrzymi przełom na rynku. Jeśli aktywnie nie podejmiemy tematu, czeka nas za 5-7 lat olbrzymi kryzys. Sprawy nie ułatwia rosnąca przepaść pomiędzy zarobkami specjalistów, wykształcenie się obwoźnej kasty speców – głównie chirurgów, zdziesiątkowany rynek (72% placówek w Polsce to gabinety, w tym aż 63%, w których pracuje tylko jeden lekarz (sic!)) i bardzo niskie pensje wielu internistów. Ci ostatni, m. in. przez brak umiejętności sprzedażowych, szansy na rozwój blokowanej przez szefa, zaniżone ceny wizyt i usług i in. nie mają możliwości zarabiać więcej, zakładają swoje gabinety (zbyt wcześnie, często kilka miesięcy po studiach, za pieniądze rodziców i przy totalnym braku biznesplanu, badań rynku itp.). W tych miejscach bez wiedzy, kompetencji i doświadczenia zabierają się od nowa, tylko na swoim (za często 1500 zł miesięcznie więcej, przy olbrzymiej odpowiedzialności i nakładzie pracy) za powielanie negatywnych wzorców pracy przejętych od byłego szefa.
Poprawa sytuacji branży wymaga zmiany pokoleniowej, dogłębnej edukacji pod okiem ekspertów (marketingowej, biznesowej, z zarządzania i in.), nieustannej pracy nad sobą, doświadczenia pracy za granicą, otwartego umysłu i pionierskiego myślenia. Ale o tym już w kolejnym artykule.
Autor: lek. wet. Natalia Strokowska
Dodaj komentarz