To właśnie lekarze weterynarii są grupą zawodową, wśród której występuje wysoki współczynnik samobójstw. Znacznie wyższy niż w jakimkolwiek innym zawodzie. Według badań cztery do ośmiu razy są bardziej narażeni na targnięcie na swoje życie niż reszta populacji. Czemu tak się dzieje?
Trudny start
Studia weterynaryjne trwają długo i wymagają wyrzeczeń. Dostać się nie jest łatwo, a zdaniem Halliwell i Hoskin wysokie wymagania stawiane w czasie rekrutacji w USA mogą wiązać się ze zwiększoną podatnością na samobójstwo. Istnieje wiele wspólnych płaszczyzn pomiędzy lekarzem medycyny ludzkiej, a lekarzem weterynarii. Od obu wymaga się zaangażowania na najwyższym poziomie, nienagannej postawy etycznej oraz dużej wrażliwości społecznej. Taka sama specyfika pracy – pod presją czasu, w zawrotnym tempie, często po godzinach. Mimo bezpłatnej edukacji na studiach absolwenci zmuszeni są i tak uzupełniać wiedzę na płatnych studiach podyplomowych (w przeciwieństwie lekarzy ludzkich, którym płaci się podczas rezydentury; programy specjalizacyjnych rezydentur weterynaryjnych są obecnie dostępne jedynie poza granicami naszego kraju), na konferencjach czy kursach. Wysokie są również koszty doskonalenia swojej wiedzy oraz prowadzenia własnej działalności. Stawkę stanowi zdrowie i życie. Oba zawody łączy również zwiększone ryzyko popełnienia samobójstw na tle populacji. Szacuje się, że 19% lekarzy weterynarii myślało o odebraniu sobie życia, a 9% podjęło próbę samobójczą. Istnieją przesłanki, iż lekarze weterynarii mogą być w grupie wyższego ryzyka samobójstwa niż lekarze medycyny ludzkiej. Problem na pewno wymaga dalszych badań. W badaniu przeprowadzonym przez zespół Vetnolimits w 2018 roku, w którym wzięło 637 lekarzy weterynarii z całej Polski, 21,4% przyznało, że planowało samobójstwo, 12,6% ma myśli samobójcze od czasu do czasu, a często 3,6% (23 osoby). Kim jest lekarz weterynarii? To często osoba chorobliwie ambitna i neurotyczna, stawiająca abstrakcyjne wymagania wobec siebie i współpracowników. Wszystkie te cechy zwiększają ryzyko wystąpienia choroby psychicznej. Nadmierny perfekcjonizm leży u podstaw schorzeń takich jak: depresja, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne czy zaburzenia odżywiania. Według dwóch niezależnych badań tylko ok. 50% lekarzy weterynarii wybrałoby ten zawód ponownie. Wielu z naszych kolegów przynosi problemu z pracy do domu, nie pójdzie spać, zanim nie rozwiąże klinicznej zagadki czy nie znajdzie odpowiedzi na dręczące go pytania w literaturze itp. Rozmowy na spotkaniach prywatnych zazwyczaj oscylują wokół pracy, wielu lekarzy weterynarii nie ma innych zainteresowań poza pracą. Czynnik dość oczywisty, wysuwający się na pierwszy plan stanowi stres, którego poziom jest najwyższy u młodych, niedoświadczonych lekarzy, szczególnie płci żeńskiej. Zaburzenia depresyjne, lękowe oraz wypalenie zawodowe są częstsze w tej grupie zawodowej niż w innych profesjach. Lekarze weterynarii pracują długo, często przyjmując pacjentów poza wyznaczonymi godzinami pracy gabinetu, zwłaszcza gdy stawką jest życie zwierzęcia. Zdarzają się przypadki, w których medycyna jest bezsilna i mimo największych chęci i zaangażowania nie udaje się udzielić pomocy. Aż 80% brytyjskich lekarzy postrzega swoją pracę jako stresującą. Lekarze pracujący przy małych zwierzętach i w praktykach mieszanych deklarują najwyższy poziom stresu. Dochodzi do tego olbrzymie napięcie związane z przeżywaniem cyber-bullyingu ze strony właścicieli, którzy coraz częściej nie przebierają w słowach, wyzywając lekarzy, otwarcie im grożą zniszczeniem reputacji, a czasem też odebraniem życia. Klienci targani silnymi emocjami bywają nieobliczalni i posuwają się do bardzo przykrych działań, z którymi wielu lekarzy nie może sobie psychicznie poradzić. Nadmienić należy również działania nieuczciwej konkurencji, które mają na celu m.in. tworzenie fikcyjnych kont w Google’u lub na Facebooku, wystawianie nieprawdziwych negatywnych recenzji, rozsiewanie plotek na grupach lub forach dyskusyjnych itp. To wszystko bardzo pogarsza atmosferę w środowisku i sprawia, że lekarze weterynarii nie mają do siebie zaufania. Lęk przychodzi już na wczesnym etapie nauki. W badaniu przeprowadzonym przez nasz zespół w 2016 r. na prawie 600 studentach medycyny weterynaryjnej z całej Polski prawie 90% przyznało, że czują się kompletnie niegotowi na stres związany z pracą. Umiejętność komunikacji z klientem to kolejny czynnik. Od lekarzy weterynarii wymaga się wysokich umiejętności interpersonalnych. Praca lekarza weterynarii polega na badaniu, diagnozowaniu i leczeniu zwierząt. Zadaniem właściciela winno być zapoznanie się z wynikami badań oraz podjęcie decyzji odnośnie do leczenia. Wiadomości, jakie mamy do przekazania klientom, często bywają dla nich druzgocące: To choroba nieuleczalna, niewiele możemy zrobić, możliwe, że to ostatnia noc Pani/Pana ukochanego pupila. Pojawia się frustracja, bo opiekunowie zwierząt często czekają zbyt długo, przychodzą zbyt późno i upierają się, aby walczyć do ostatnich chwil, gdy wiadomo, że to przypadek jest beznadziejny. Jeszcze inni nie doceniają pracy i poświęcenia lekarza, bo zwierzęcia nie uda się uratować, przelewają własna rozpacz na innych. Kolejnym problemem jest brak zaangażowania ze strony właściciela zwierzęcia. Często lekarz zmaga z brakiem zaufania i podważaniem kompetencji przez klienta. Opiekunowie zwierząt bywają nieszczerzy, próbują również wymuszać nierozsądne rozwiązania lub przerzucać odpowiedzialność za chorobę zwierzęcia na lekarza lub odmawiają jakichkolwiek działań ze względu na brak możliwości finansowych. To wszystko dla lekarza staje się obciążeniem i może prowadzić do spadku zaangażowania, a skrajnie do obojętności wobec chorego pacjenta. Medycyna weterynaryjna w Polsce bardzo się zmieniła na przestrzeni lat. Mamy dostęp do świetnych specjalistów, nowoczesnych metod i leków. Realia natomiast są takie, że podczas wizyty lekarz słyszy: “To tylko zwierzę i nie opłaca się go leczyć. Szkoda mi pieniędzy”, “Ja go tak bardzo kocham, nie mogę patrzeć, jak się męczy, proszę go uśpić”. Lekarz zadaje pytanie: “Do kogo Pan/Pani chodziła do tej pory na wizyty”? Odpowiedź “A nigdzie, jemu [zwierzęciu] nigdy nic nie było, proszę go uśpić”. Naszym zadaniem pozostaje cierpliwe przedstawienie dostępnych możliwości i zachęcenie do podjęcia leczenia. W sytuacji, gdy właściciela nie uda się przekonać i odmawia się wykonania eutanazji pójdzie on do następnego gabinetu. Będzie chodzić do skutku, aż któryś lekarz się złamie i uśpi zwierzę. Nie wszyscy traktują zwierzę jak członka rodziny. Trudne są też spotkania z właścicielami, którzy nie dbają o swoje zwierzęta, a ostatni raz byli w gabinecie weterynaryjnym kilka lat wcześniej przy okazji szczepienia. Zaniepokojeni przychodzą na wizytę, przeprowadzamy badanie, okazuje się, że mamy do czynienia z chorobą przewlekłą w dość zaawansowanym stadium. Z jednej strony wiemy, że gdyby zareagowali odpowiednio, to można by temu zapobiec, z drugiej patrzymy na cierpiące zwierzę. Fakt, że zwierzę można leczyć, a nie ma chęci lub pieniędzy po stronie właściciela jest dla lekarzy bardzo frustrujący, stanowiąc jeden z ważniejszych czynników wypalenia zawodowego. Śmierć to nieodłączny towarzysz tego zawodu, w końcu lekarze weterynarii przeprowadzają eutanazje. Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi, jesteśmy z nią opatrzeni, a nawet części z nas powszednieje. Ponadto jako jedna z niewielu grup zawodowych mamy szeroki dostęp do leków, których używa się do eutanazji, czy także substancji narkotycznych. Niestety spora część lekarzy używa tych samych środków do odebrania własnego życia. Kelly i Bunting podają, że świadome ich przyjęcie to najczęstsza metoda samobójstwa u 76% mężczyzn i 89% kobiet pełniących zawód lekarza weterynarii. Uważa się, że aktywne przeprowadzanie eutanazji może zaburzać postrzeganie śmierci i wartości ludzkiego życia, umożliwiać samousprawiedliwianie i dawać poczucie, że samobójstwo jest racjonalnym rozwiązaniem. Badanie przeprowadzone na małej grupie lekarzy weterynarii wykazało, iż aż 93% akceptuje eutanazję ludzi. Skłonność do uzależnień to kolejny z czynników zwiększających ryzyko samobójstwa. Badania ankietowe przeprowadzone przez Journal of the American Veterinary Medical Association wykazały, że aż 73% ankietowanych pracowało w gabinecie weterynaryjnym, z kimś kogo podejrzewali lub wiedzieli, że jest uzależniony od narkotyków lub leków. Uzależniony członek personelu może być pozorne dobrze funkcjonującym pracownikiem. Przeważnie większość leków narkotycznych przetrzymuje się w miejscu o ograniczonym dostępie osób postronnych. W dużych, zatłoczonych lecznicach całodobowych monitorowanie dokładnego stanu wszystkich leków bywa trudne. Pracownicy na dyżurach mogą to wykorzystać, pojawia się tu pole do nadużyć i uzależnień. Lekarze weterynarii z Wielkiej Brytanii przyznają się do nadużywania kolejno: alkoholu, ketaminy, benzodiazepin, opioidów, narkotyków (konopi indyjskich, heroiny, kokainy i ecstasy) i podtlenku azotu. Szacuje się, że lekarze weterynarii dużo częściej spożywają alkohol niż reszta populacji, a prawie 7% z nich upija się co najmniej raz w tygodniu. Nasze badanie z tego roku wykazało, że 28,6% lekarzy pije alkohol lub przyjmuje substancje zmieniające świadomość praktycznie co weekend, zaś 16,3% przyznaje, że robi to aż kilka razy w tygodniu! Lekarze weterynarii również z racji wyboru zawodu wolą pracować ze zwierzętami niż ludźmi. Pracują często w pojedynkę, co sprzyja izolacji od społeczeństwa i pogłębia ryzyko depresji. Samodzielna praca w prywatnej praktyce zwiększa szansę na popełnienie błędu zawodowego. Dotyczy to zwłaszcza absolwentów, którzy trafiają do nowego środowiska, pracują często bez nadzoru i możliwości zasięgnięcia opinii starszego kolegi. Skutkuje to silnym stresem i może być istotnym czynnikiem prowadzącym do samobójstwa. Choroby psychiczne wciąż stygmatyzuje się. Uznawane są jako przejaw słabości, zwłaszcza u osób wykształconych. Powoduje to, że lekarze weterynarii nie szukają profesjonalnej pomocy. Rozwijają się często myśli samobójcze – praktycznie każdy z nas znał, lub słyszał o kimś, kogo wśród nas już nie ma. Szczególnie narażeni na samobójstwo są młodzi mężczyźni. Utrudniony dostęp do psychiatry w Polsce, niechęć i demonizacja farmakoterapii depresji, często dwuletnie oczekiwanie na psychoterapię na NFZ, stygmatyzacja przez środowisko, a także brak pieniędzy na terapię prywatną (koszty od 500 zł miesięcznie w górę) to część czynników, które można również obwiniać za obecny stan rzeczy. Niesienie pomocy zwierzętom generuje silne emocje. Przeważnie lekarze weterynarii nie są przygotowani do radzenia sobie z sytuacjami stresowymi i trudnymi klientami. W toku studiów nie ma zajęć, jak radzić sobie ze śmiercią zwierząt i zawodowymi niepowodzeniami. Nikt nie tłumaczy, jak dbać o higienę swojego własnego zdrowia psychicznego. Temat bywa bagatelizowany i nie ujmuje go sylabus podczas nauki na studiach, jak ma to miejsce na uczelniach zachodnich. Zawrotne tempo pracy, mała ilość snu i brak czasu na życie prywatne negatywnie oddziałują na kondycję fizyczną jak i psychiczną lekarzy weterynarii. Przenoszenie problemów z pracy do domu, brak rozdziału życia zawodowego od prywatnego sprawia, że lekarze czują się zagubieni i przemęczeni. Medycyna bywa bardzo nieprzewidywalna. Przychodzą momenty, gdy nie umiemy się dystansować wobec porażek i spokojnie ich analizować Zaburza to wiarę w możliwości, obniża samoocenę, negatywnie przekłada się na jakość naszej pracy. Popełnianie błędów zawodowych może przyczynić do rozwoju myśli samobójczych. Utrzymujące się napięcie wywoływane zbytnim obciążeniem pomagającego prowadzi do zjawiska określanego jako zmęczenie współczuciem, o którym obszernie pisaliśmy w jednym z naszych wcześniejszych artykułów. Może manifestować się to brakiem kontroli nad emocjami wobec klientów oraz współpracowników, spadkiem wydajności pracy i niechęcią wobec pełnienia obowiązków zawodowych. Depresję Wkładamy całe serce i wiele pracy w treści, które pojawiają się na tym blogu. Przygotowanie wszystkich artykułów zawsze poprzedza dogłębny research i praca ze źródłami. Wierzymy, że docenisz nasz trud i w zamian za najwyższej jakości treści - pozostawisz nam swój adres email, abyśmy mogli informować Cię o najnowszych treściach, darmowych materiałach i nowych produktach. Miłej lektury! Zapisując się do newslettera, wyrażasz zgodę na otrzymywanie informacji o nowościach, promocjach, produktach i usługach vetnolimits.com. Administratorem Twoich danych osobowych będzie Vetnolimits Natalia Strokowska z siedzibą w Krakowie, przy ul. Brogi 16/2. Twoje dane będą przetwarzane do celów związanych z wysyłką newslettera.Lekarz weterynarii a lekarz medycyny ludzkiej
Portret psychologiczny lekarza weterynarii
Czynniki predysponujące do samobójstwa
Zderzenie z ludzkimi postawami
Dostęp do leków niosących śmierć
Picie do upadłego
Izolacja i stygmatyzacja
(There is no) Work-life balance
Fakty na temat samobójstwa
Zapisz się, aby czytać dalej
Udało się, ale... to nie koniec! Teraz potwierdź swój email klikając przycisk w pierwszej wiadomości od nas.
autorzy: lek. wet. Marta Rymarczyk, lek. wet. Natalia Strokowska
Basia says
Artykuł jest napisany fantastycznie. Szokuje, wyzwala emocje współczucia, empatki,złości. Faktem jest ,ze własciciele będący w gabinecie nie jednokrotni e pid zostawia ją na lekarzy suchej nitki. Ale są też naodopikuńczy którzy walczą na słowa z lekarzem bo to oni sa ze zwierzakiem w domu i lepiej wiedzą co mu służy . Na pewno nie dieta. Faktem jest , ze właściciele sa trudniejsi niż rodzice malych dzieci. A lekarzowi czy personelowi pomocniczemu nie ufają . Bo ten chce wykrasc z portfel a jak najwiece j kady. Spotkałam sie w ży c iu z nieuczciwymi lekarzami. Ale jest ich mało i trac z pacjentow na rzecz kolegow z leprzym , uczciwszym podejci e m do pacjentow j ich właścicieli. Zaszokolawo mnie to , z e tak szybko nadtepuje wypalenie lekarza weterynarii. A czy ktos zastanowił sienad tzw personel d m pomocniczym,?, technik weterynari stoi obok lekarza razem znim przeżywa chorobę zwierzaka, choc nie podejmuje dec co do leczenia z braku kompetencji to tez jest narażony na stres. Też denerwuje sie gdy właściciel przychodzi za późno i oczekuje cudu. Czeżkoe stydia ,cieżkie życie, ale wszędzie sa chmury i slońce na usiechnietych pyszczkach.
Lina says
Super artykuł! Zabrakło mi jedynie aspektu jak źle wpływa na nas konkurencja między kolegami pracującymi w jednym teamie, faworyzowanie przez szefów pojedynczych osób z zespołu czy przekraczanie granicy szef-pracownik przez pojedyncze jednostki, co negatywnie wplywa na samoocenę pozostałej części pracowników. Jestem w kolejnym gabinecie i po raz kolejny spotykam się z analogiczną sytuacja. Mam nadzieję, że ten zawód będzie na przestrzeni lat zmieniał się na lepsze dla ludzi, którzy poświęcili dla weterynarii bardzo wiele.
Marta says
Dokładnie, to to to… Bardziej mnie to dołowało niż ogrom obowiązków. Najgorszy był pseudozespół. Uśmiechają się do ciebie w przerwie, a jak cie nie ma w pracy plotkują, i donoszą bzdury do szefostwa, by tylko podminować drugiego lekarza a samemu zyskać jakieś chore punkty u szefa…
Teksty w stylu “przyzwyczaj się”, “musisz zostać po godzinach, taka praca, my już jedziemy i ktoś musi zostać”, “jesteś najmłodszy/najmłodsza w zespole, nie licz na święta z rodziną”, “jesteś najmłodszy w zespole, twoim obowiązkiem jest mycie toalety, żebyśmy my tego nie musieli robić” , “jeśli nie mówię, że zrobiłeś coś źle, to masz się cieszyć że nic nie spieprzyłeś” itp. itd. Zamiast się wspierać w obrębie zespołu wbijają sobie kosy pod żebra przy każdej okazji.
Natalia Strokowska says
Bardzo mi przykro to czytać. Brzmi jak “fala” w wojsku. Takie traktowanie może całkowicie zniszczyć poczucie własnej wartości i stosunek do pracy. Z komentarza wnioskuję, że to już były zespół. I całe szczęście!
Ramka says
Jeszcze możnaby dodać, że ludzie mają wyobrażenie o lekarzu weterynarii jako o osobie, ktora kocha zwierzęta i poświęciła im swoje życie zapominając o tym, że większość z nich ma też swoje rodziny, przyjaciół hobby i w momencie kiedy lekarz odmówi z jakiś powodów przyjęcia pacjenta po godzinach pracy bo pies rzyga od dwóch dni, ale w sobotę o 21 to już naprawde jest apogeum to właściciel obsmarowuje lekarza gdzie się da. No i stałe teksty typu “ale wy bierzecie za to pieniądze? Przecież niesienie pomocy zwierzętom powinno iść z potrzeby serca, przecież kochacie zwierzęta”
klient says
Przykro mi to czytać i smutno, że autorowi trzeba przyznać rację. Przykre i niesprawiedliwe jest to, że my – właściciele zwierząt – w dużej mierze możemy przyczyniać się do powstawania niektórych dramatów lekarzy weterynarii. Bo mało co niszczy ambitnego człowieka tak, jak złe słowo, krytyka, zniesławienie. A jeżeli trafimy na człowieka ambitnego, perfekcjonistę który bardzo stara się pomóc? Wystarczy zajrzeć na dowolny portal z opiniami na temat poszczególnych przychodni. Od dawna pisze się i mówi, że my, Polacy, lubimy sobie ponarzekać i trudno nam dogodzić. W dobie internetu widać to dobitnie wszędzie tam, gdzie ludzie publicznie i najlepiej anonimowo wyrażają swoje opinie. Czasami kilkadziesiąt pozytywny opinii potrafi przyćmić kilka tak złych, że aż trudno uwierzyć. No bo zwierzaka nie udało się wyleczyć i trzeba było uśpić, bo diagnoza nietrafna, bo badań za mało albo badań za dużo, bo drogo…
Niestety emocje potrafią skutecznie utrudnić korzystanie z rozumu. To widać. Jak więc uciszyć swój smutek, silne emocje, poczucie straty, ciągłe pytania w stylu a co by było gdyby… Najlepiej komuś przywalić kamieniem, czyż nie? Przecież udowodniono naukowo, że odreagowanie złych emocji przynosi ulgę. Jak najlepiej odreagować? Najlepiej spektakularnie, żeby na przyszłość nas popamiętali. A skoro nie wolno przywalić komuś fizycznie (bo to karalne) to przynajmniej dowalmy psychicznie, mentalnie, moralnie. Lekarzowi udało się wyleczyć nas albo naszego zwierzaka – dajemy 5 gwiazdek i wychwalamy pod niebiosa. Lekarzowi, który bardzo się starał ale odniósł porażkę, albo nie miał szansy bo choroba nieuleczalna – dajemy 1 gwiazdkę i jedziemy po nim najgorszymi emocjami. Często nawet uogólniamy i potępiamy wszystkich lekarzy z danej przychodni, choć niektórzy nawet nie widzieli na oczy nas albo naszego pupila. Tacy jesteśmy jako ogół – choć wciąż nie nie brakuje ludzi mądrych i dobrych. Ktoś mi kiedyś powiedział cyniczną i smutną dykteryjkę: “nie rób nikomu nic dobrego, to nie spotka cię nic złego”. Jak dobrze, że mimo wszystko wciąż jeszcze są tacy, którzy chcą leczyć nas albo nasze zwierzęta.
Mariusz says
Weterynarz w odróżnieniu od zwykłego człowieka w depresji może sobie pomóc ketaminą. Ja w lekoopornej depresji nie mam takiej alternatywy i pozostaje mi trwanie w tym okropnym stanie.
Natalia Strokowska says
Nie może sobie pomóc ketaminą, bo jej użycie jest ściśle kontrolowane w książce narkotyków, zaś za nadużycia grozi utrata prawa wykonywania zawody i wysokie kary finansowe. Często jak ktoś dowiaduje się, ze jestem lekarzem weterynarii (szczególnie jak jestem w Niemczech) pada pytanie o ketaminę. To, że stosujemy ją do narkozy zwierząt, nie oznacza, że możemy sami sobie ją podać. Historia oczywiście zna takie przypadki, natomiast gdy placówka dowiaduje się o nadużyciu ze strony lekarza (a dzięki dokładnej kontroli nic nie jest w stanie umknąć), to taka osoba ma już wyrobioną opinię w środowisku i po prostu nie znajdzie dalej pracy.