104 letni badacz z Australii dr David Goodrall przybył do Szwajcarii, żeby dobrowolnie poddać się eutanazji. W tym kraju eutanazja na żądanie jest możliwa. Pan Goodrall był chory, żałował, że żyje aż tak długo i twierdził, że jego jakość życia dramatycznie spadła. Nie chciał dłużej żyć. W Polsce temat eutanazji ludzi, odłączania od aparatury nieuleczalnie chorych osób, a także aborcji (we wszystkich przypadkach gwarantowanych dotychczas przez konstytucję) wzbudza olbrzymie emocje. Na temat eutanazji wypowiadają się szczególnie głośno osoby, które niewiele o tym temacie wiedzą. Opowiem wam o tym trochę więcej z punktu widzenia lekarza weterynarii, czyli kogoś, komu odbieranie życia towarzyszy na codzień. Możliwość humanitarnego kończenia życia to wielki przywilej.
Tekst ten przeleżał kilka miesięcy w szufladzie, zanim zdecydowałam się go opublikować. Jego fragmenty posłużyły też jako
Przepis na humanitarną śmierć
Informacji o tym, że eutanazji dokonuje się przy pomocy pentobarbitalu nie trzeba specjalnie długo szukać. Wszystkie media donoszące o odejściu Pana Goodralla informowały, że zgodnie ze szwajcarskim prawem sam odbezpieczył tłok z trucizną i spokojnie odszedł w towarzystwie przyjaciela oraz wnuków. Po zjedzeniu ulubionego posiłku jakim była ryba z ziemniakami. Do wyszukiwarki Google wystarczy wpisać “środki do eutanazji”, aby wyświetliła się lista produktów dostępnych w Polsce oraz artykuł dostępny na stronie Krajowej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej autorstwa Maji Taraszkiewicz “Eutanazja farmakologiczna – metody iniekcyjne w praktyce weterynaryjnej w Polsce”. Tak, my lekarze weterynarii również używamy tej samej substancji u zwierząt domowych.
Należy pamiętać, że samo podanie pentobarbitalu (czyli środka długodziałającego) może być dość bolesne i stresujące, dlatego często przed jego aplikacją stosujemy tzw. premedykację, która pomaga zwierzęciu głęboko uspokoić się lub zasnąć. Zgodnie z definicją, śmierć zwierzęcia powinna być szybka, bezbolesna i przy minimalnym stresie. Po premedykacji drugi podany dożylnie zastrzyk z pentobarbitalem powoduje zatrzymanie akcji krążeniowo-oddechowej i, w następstwie paraliżu mięśni oddechowych oraz ośrodka oddechowego w mózgu, następuje jego niedotlenienie i śmierć.
Podczas nauki na studiach weterynaryjnych o środkach do eutanazji uczymy się tylko i wyłącznie podczas zajęć z farmakologii – grup barbituranów, dawek, czasu działania. I to tak naprawdę tyle. Nikt nie mówi nam w jaki sposób zabieg przeprowadzić i jak zatroszczyć się o właściciela i zwierzę podczas jego trwania. To coś, czego dowiadujemy się później, w praktyce, często zaskoczeni pierwszą prośbą naszego przełożonego o jej wykonanie.
Właściciel pamięta
Ze względu na wagę chwili oraz często traumatyczne dla właściciela zwierzęcia doświadczenie staram się, aby eutanazja była procesem, przez który wspólnie przechodzimy w atmosferze wsparcia, spokoju i godności. Eutanazje zazwyczaj umawiane są do mnie wieczorem/pod koniec zmiany, kiedy nie ma już innych klientów w lecznicy i z rejestracji nie słychać gwaru rozmów, śmiechu i innych komentarzy. Staram się, aby zapłakany właściciel z zawiniętym w ręcznik ciałem swojego przyjaciela nie musiał wychodzić do poczekalni pełnej innych ludzi i zwierząt. Aby oszczędzić mu tych spojrzeń. Podczas praktyk w USA spotkałam się z lampką w kształcie świeczki, która zapalana była na recepcji z krótką informacją, że w pokoju nr 4 odbywa się ostatnie pożegnanie. Coż za piękny i humanitarny gest. Nie trzeba wtedy nikogo na recepcji uciszać, klienci sami od razu rozumieją powagę chwili. W Szwecji eutanazji dokonuję przy ściemnionych światłach, na stole jest świeczka, okienko w drzwiach jest zasłonięte, aby nikt nie zaglądał do środka. Zapłakany właściciel może wyjść tylnymi drzwiami.
Podczas samego zabiegu dysponuję pustym gabinetem, w którym mam przygotowany kocyk lub ręcznik, na którym możemy spokojnie ułożyć zwierzę, aby czuło się komfortowo. Jeszcze lepiej, jak mamy ze sobą jego ulubione legowisko, które pachnie znajomo. Dla właściciela mam przygotowane chusteczki i wodę. Sama wiem najlepiej, jak bardzo płakanie odwadnia i wysusza nos.
Po założeniu kotu lub psu wenflonu (najczęściej w żyłę na przedniej kończynie) i pierwszym domięśniowym zastrzyku z premedykacją, zapraszam właściciela, aby spędził jeszcze trochę czasu ze swoim podopiecznym. Opisuję krok po kroku co robię, tłumaczę co się dzieje ze zwierzęciem, jak stopniowo zasypia, przestaje czuć ból i reagować na bodźce. To właścicieli bardzo uspokaja, czują, że oni i ich zwierzę są traktowani z godnością i szacunkiem. Proszę właściciela, aby sam mnie zawołał, jak będzie gotów. W tym czasie przygotowuję zastrzyk z pentobarbitalem i stetoskop. Zazwyczaj po kilku minutach jestem proszona z powrotem i w towarzystwie właściciela, który tuli swojego podopiecznego podaję drugi zastrzyk i mówię: “Pierwszy zastrzyk sprawił, że Harry głęboko zasnął. Po tym zastrzyku serce przestanie bić i zatrzyma się oddech, a Harry przestanie przejdzie za tęczowy most. Proszę się nie martwić, on nie czuje już żadnego cierpienia. Zrobił Pan dla niego to, co najlepsze i to była dobra decyzja. Miał wspaniałe i szczęśliwe życie.” Po zastrzyku akcja serca na chwilę gwałtownie przyspiesza, po czym zwalnia i staje się nierytmiczna. Trzymam cały czas stetoskop na klatce piersiowej mojego pacjenta, drugą ręką głaszczę go po głowie. Chwilę później uderzenia są coraz cichsze, coraz mniej miarowe aż w końcu całkiem ustają. Kiwam wtedy delikatnie twierdząco głową. Przytulam płaczącego właściciela, kobiety głaszczę po włosach. Powtarzam, że mi przykro. Bo jest mi bardzo przykro. Zawsze, bez wyjątku. Czasem też mam gulę w gardle. Szczególnie po długiej i nierównej walce z chorobą. Zostawiam właściciela ze zwierzakiem i po czym jak opuści gabinet zależnie, czy zdecydował się na kremację (wspólną lub indywidualną, ew. z odbiorem urny) albo odebranie zwłok zwierzęcia – przygotowuję protokół z wizyty i delikatnie z pomocą pielęgniarki układam zwłoki do odbioru lub umieszczamy w zamrażarce, gdzie będą czekać na odbiór specjalnej firmy, która zajmuje się kremacją zwierząt.
Wielokrotnie dostaję kartki z podziękowaniami od właścicieli. “Dziękujemy dr Natalii, że była dla nas taka ciepła i pomogła nam godnie przejść przez tak trudne chwile” albo “Dr Natalio – dziękujemy z Rocky’m za ostatnią drogę”. Właściciel pamięta wszystko – nasz ton głosu, jak go traktowaliśmy, nasz spokój, wyczuwa pośpiech, zdenerwowanie i te żarty w poczekalni…
Moja pierwsza eutanazja
Pierwszej eutanazji dokonałam jeszcze na studiach, podczas wolontariatu w Indiach, gdzie pracowałam w fundacji pomagającej ulicznym zwierzętom. Przyniesiono mi starego, wyliniałego psiaka, bardzo wyniszczonego, niemogącego wstać własnymi siłami. Pracownik fundacji powiedział, że musimy go uśpić. Był bardzo ciężko chory. Założyłam wenflon, przygotowałam zastrzyk. Niestety ze względu na bardzo skromne środki oraz utrudniony dostęp do leków nie mieliśmy premedykacji, a do eutanazji stosowany był tiopental. Jest to barbituran krótkodziałający, niestosowany już dawno w Polsce. W przeciwieństwie do pentobarbitalu trzeba go podać o wiele więcej, aby osiągnąć ten sam efekt. Po podaniu dużej dawki dożylnie serce psa nadal biło. Siedziałam skulona przy zwierzęciu i słuchałam bicia jego serca. Biło przeraźliwie szybko, myślałam, że wyskoczy mu z piersi. Miałam łzy w oczach i chciałam, żeby to jak najszybciej się skończyło. Pies naprzemiennie wpadał w bezdech, potem szybko i płytko oddychał i zwalniał. Oddech Chenye’a-Stokesa. Od tego momentu będzie jeszcze wiele razy towarzyszyć mi w mojej praktyce weterynaryjnej. Dopiero po drugiej dawce zwierzę rozluźniło się i serce powoli przestawało bić, aż całkiem stanęło. Trzymałam stetoskop przy jego piersi. Cisza. I na koniec jeszcze jeden oddech. I jeszcze jeden. Podskoczyłam. Hindus zaśmiał się. Cisza.
Kilka lat później: “Już po wszystkim. Milka zasnęła na zawsze.” I wtedy następują jeszcze dwa ruchy klatką piersiową. “Pani doktor, ale ona oddycha!” (Przerażenie w oczach właścicielki) “Tak czasem jest po śmierci, to odruch z pnia mózgu. Przepraszam, jeśli się pani przestraszyła. Kotka już zasnęła na zawsze.” W tak trudnej dla właścicieli chwili nie wolno nam powiedzieć: proszę się nie martwić, to normalne! Choć na to przygotowuje nas literatura – od naszej reakcji i spokoju tak wiele zależy… Oddechy agonalne to jeden z przykrych objawów towarzyszących śmierci. Poza nimi podaniu pentobarbitalu towarzyszą czasem lekkie mimowolne skurcze mięśni, a czasem brak oczekiwanej śmierci lub wydłużenie jej w czasie. Ma to miejsce szczególnie w przypadku podania okołonaczyniowego – co niestety często się zdarza, gdyż żyły zwierząt przewlekle chorych, odwodnionych i wyniszczonych często pękają i powstają wokół nich krwiaki. Wtedy zmuszeni jesteśmy szukać innego naczynia, bądź w ostateczności podać zastrzyk dosercowo lub dootrzewnowo (u małych ssaków). W takich sytuacjach również ze spokojem na twarzy mówię właścicielowi, że niestety tak się zdarza, uspokajam go i szukam innego miejsca do wkłucia. Uprzedzam też, że zwierzę po śmierci może oddać kał i mocz, że oczy kotów pozostają szeroko otwarte. Ich strach, rozpacz, przerażenie są w moich rękach. I za każdym razem w myślach proszę, żeby udało się za pierwszym razem, żeby oszczędzić im niepotrzebnego stresu. Jednak jak wielki jest to stres dla nas lekarzy weterynarii, wiemy tylko my sami. Dokonywanie eutanazji powoduje tzw. “zmęczenie współczuciem”, które jest jednym z ważnych czynników wypalenia zawodowego w branży.
Powodów może być wiele
Dlaczego dokonujemy eutanazji u zwierząt? Bo mamy to prawo, ten luksus, tę wyższość aby decydować, czy jego jakość życia jest na tyle niska, aby móc ukrócić jego cierpienia. To właśnie rolą lekarza weterynarii jest ocenić, czy zwierzę cierpi na tyle, że jego życie można skrócić. Jednak ostateczna decyzja należy do właściciela zwierzęcia. My możemy tylko zasugerować możliwość.
Często w naszej praktyce spotykamy się z sytuacją, że zwierzę można jeszcze leczyć i istnieje szansa na jego wyleczenie, jednak koszty są na tyle wysokie, że właściciela nie stać i decyduje się na eutanazję. Świadomość, że zwierzę można leczyć, ale właściciel nie ma na to środków jest jednym z ważnych powodów wypalenia zawodowego u lekarzy weterynarii. W badaniu przeprowadzonym w USA lekarze weterynarii byli o wiele mniej zadowoleni ze swojej pracy nie mogąc świadczyć najwyższej jakości usług przyczyniających się do wyleczenia zwierzęcia i satysfakcji jego właściciela. Najczęściej jednak decyzję o eutanazji podejmuje się, gdy zwierzę jest nieuleczalnie chore i wszystkie dotychczasowe formy leczenia zawiodły, zaś rokowanie jest złe. Czasem jest zakończeniem długiej i uciążliwej terapii paliatywnej, np. w przypadku leczenia onkologicznego.
Zdarza się, że właściciel chce uśpienia zwierzęcia, bo jest już stare i np. śmierdzi albo ma już kupionego nowego szczeniaka i trzeba zrobić na niego miejsce. Czasem słyszymy, że mu szkoda pieniędzy na leczenie albo, cześciej w przypadku małych ssaków jak myszki, czy chomiki – że się nie opłaca, bo nowe zwierzątko kosztuje 20 zł. Bywa, że ktoś chce aby jego psa czy kota uśpić, bo mu już wadzi, znudził się, albo jest ze zwierzęciem jakiś problem np. sika na łóżko, ma brzydki zapach z pyska, nie lubi się z drugim psem. W tych i wielu innych sytuacjach jako lekarze weterynarii zastanawiamy się nad sensem naszego człowieczeństwa, a także nad jego granicami. Tylko my ludzie jesteśmy zdolni do takiego myślenia, a ci, którzy tak myślą, nie zasługują na to, żeby zwierzęta posiadać. Niestety w Polsce zwierzę nadal często traktowane jest jak przedmiot, którego można się łatwo pozbyć jak sprawia problem.
Są jednak sytuacje, w których czuję, że eutanazja to najlepsze, co może to biedne zwierzę spotkać i uwolnić je od jego właściciela, któremu brakuje wyobraźni i rozumu. Czasem widzę gnijące guzy wielkości piłek, które według właściciela pojawiły się w zeszłym tygodniu, albo koty wychudzone i zasuszone na wiór, ledwo słaniające się na łapkach, wyniszczone przewlekłą niewydolnością nerek. Zdarza się, że właściciel przychodzi za późno, lub przychodzi z wyniszczonym i ciężko chorym zwierzęciem na obcięcie pazurów, bądź żąda uporczywej terapii, która wiem, że nie przyniesie skutku, a tylko będzie przedłużać cierpienie zwierzęcia. Mam wtedy do przeprowadzenia trudną i długą rozmowę po zbadaniu zwierzęcia. Przekazuję mój punkt widzenia poparty argumentami mającymi na celu chronienie zwierzęcia przed dalszą męką jakim będzie życie w takim stanie. Niestety w tym przypadku nadal ostatnia decyzja należy do właściciela. Wiele razy moglibyśmy zgłosić znęcanie się nad zwierzętami, jednak boimy się fali internetowego hejtu, który jest bardzo teraz powszechny i wzbudzany przez podżegających do nienawiści rozczarowanych właścicieli, którzy zachęcają swoich znajomych do niszczenia nam reputacji (jak sobie z nim skutecznie radzić, przeczytacie w naszym wcześniejszym wpisie). Jesteśmy świadkami dramatycznych scen i musimy zachować milczenie oraz tajemnicę lekarską.
Fragmenty tekstu znaleźć można w obszernym wywiadzie udzielonym Magdalenie Rigamonti, który ukazał się w Dzienniku Gazecie Prawnej dnia 8.06.2018 pt. “W ten zawód wpisana jest smierć” .
Zdarza się często, że właściciel próbuje wymusić na nas podjęcie decyzji za niego. Naciska na nas, żeby zdecydować. Często nie są to sytuacje jednoznaczne, nie możemy dać gwarancji na wyleczenie zwierzęcia, a terapia paliatywna będzie kosztowna i tylko podtrzymywać psa lub kota przy życiu. Jest to dla nas gigantyczne obciążenie psychiczne i bardzo stresująca sytuacja. Pełną odpowiedzialność za zwierzę ponosi właściciel. My możemy mu co najwyżej doradzić i zasugerować opcje do wyboru, jednak ostateczna decyzja zawsze należy do niego.
Pięć scen z życia i śmierci
– Dzień dobry, przyszedłem uśpić psa, bo stary i śmierdzi.
– Zapraszam do gabinetu, czy coś pieskowi dolega, coś go boli, widział pan, żeby cierpiał?
– Nie, on ma już dziesięć lat, śmierdzi i nie chce ostatnio jeść.
– To na ludzkie ok. 56 lat, myśli Pan, że chciałby umrzeć w takim wieku? (Badam zwierzę) Pana pies ma silny kamień i zapalenie przyzębia, nic dziwnego że nie chce jeść. Możemy go ściągnąć w naszej klinice i poczuje się znacznie lepiej, a brzydki zapach zniknie.
– Czyli przestanie śmierdzieć? A może mu pani jeszcze obciąć pazury?
Przychodzi pan z dwoma wyżłami weimarskimi, suką i psem, rodzeństwem. Suczka 12 lat na umówioną eutanazję, z powodu nowotworu wątroby. Po uśpieniu przykrywam suczkę kocykiem, właściciel zalewa się łzami, przytulam go. “Czy może pani uśpić też jego, bo on sobie nie da rady na świecie bez siostry?”
Przychodzi Pani z 22 letnią kotką, suchuteńką, z niewydolnością tarczycy, przewlekłą niewydolnością nerek. Informuję Panią, że możemy mieć duży problem z założeniem wenflonu, gdyż kotka ma pozapadane żyły. Pani na to, że nie ma problemu, to jej czwarty kot, nie boi się, nie chce być przy zabiegu, bo wie jak to wygląda. Uspokaja mnie, podaję kotce premedykację. Pani nie chce zwłok z powrotem. Jak kotka zasypia, podaję zastrzyk dosercowy. Jestem spokojniejsza, jak właścicieli nie ma wtedy przy mnie. Wiem, jak bardzo bywa to dla nich dramatyczne przeżycie.
Przychodzi małżeństwo z dwójką dzieci w wieku szkolnym. Usypiam starego labradora, upierają się, że chcą być wszyscy w komplecie podczas eutanazji. Po wszystkim siedzimy na ziemi, przytulają ciało swojego przyjaciela. Płaczą w czwórkę, mi też łzy napływają do oczu. Zamawiają jesionową urnę w kształcie kostki, stanie na kominku koło bukowej z prochami ich ukochanego kota, który został uśpiony trzy miesiące wcześniej. (Sytuacja ma miejsce w Anglii, gdzie obecność dzieci podczas eutanazji jest dozwolona przez prawo. W Polsce jest to zabronione.)
Dostałyśmy z koleżanką polecenie od managerki aby uśpić 2-letnią zdrową suczkę rasy akita, która według właścicielki ponoć ugryzła jej dziecko. Nie miałam osobiście do czynienia z właścicielką, słyszałam tylko jej krzyki z poczekalni, przyszła do lecznicy i chce żebyśmy “jak najszybciej ją zabiły”. Powiedziano mi, że właścicielka ma ok. 20 lat i dwuletnią córeczkę. Pomyślałam w głowie, no tak, maluch biegał po domu z uniesionymi rączkami, pewnie chciała się przytulić, albo pociągnęła za ucho i pies pokazał zęby, bądź ją przytrzymał zębami za rękę. Wszyscy wiemy, że akity to bardzo wymagające psy, jest to jak by nie było rasa stróżująco-obronna.
Rozmowa właścicielki z personelem trwa prawie pół godziny, koleżanki próbują ją przekonać, apelują, namawiają do znalezienia domu tymczasowego. Nasza recepcjonistka obdzwania wszystkich znajomych, próbujemy coś z tą sytuacją zrobić. Decyzja właścicielki jednak zapadła i managerka lecznicy jest nieugięta – powołuje się na prawo w Wielkiej Brytanii, które w sytuacji pogryzienia człowieka przez psa dopuszcza jego uśpienie. Jesteśmy zdruzgotane, nie ma żadnej dyskusji, nie możemy odmówić. Pies liże nas po twarzy, właścicielka zapłaciła, podpisała zgodę na eutanazję i natychmiast opuściła lecznicę. Łzy płyną nam po policzkach, koleżanka podaje zastrzyk, leżymy na ziemi koło jeszcze ciepłego zwierzęcia. Za 15 minut przychodzi recepcjonistka i mówi, że udało jej się znaleźć dom tymczasowy i czy dzwonimy do właścicielki? Czy może być jeszcze gorzej? Zanosząc się łzami pakujemy ciało suczki do worka i zamrażalnika. Pół godziny później z góry schodzi managerka i pyta, czy może nam jeszcze bardziej zepsuć nastrój? Właścicielka dzwoniła i zmieniła zdanie, chce psa z powrotem, znajomi może go wezmą. Kurtyna.
Nie umierać jak zwierzę
Chcę umrzeć godnie, a nie jak zwierzę – czasem słyszy się takie słowa wypowiadane przez kogoś starszego. A ja mogę zapewnić, że moi zwierzęcy pacjenci odchodzą godnie i z szacunkiem. Często w otoczeniu ukochanych właścicieli, którzy troszczyli się o nich całe życie i podjęli trudną, lecz zbawienną decyzję o skróceniu ich cierpienia.
Nie zapomnę jako dziecko wizyty w szpitalu i patrzenia na umierającego na raka kości z przerzutami do mózgu mojego dziadka. Miał odleżyny, założony cewnik, w skłutą i posiniaczoną rękę przez wenflon sączyła się morfina. Po dziś dzień słyszę jego charczący oddech, teraz już wiem, że przez obrzęk płuc. Długo bardzo cierpiał. Za bardzo. Za długo. Nie umierał godną śmiercią. Pan Goodrall nie cierpiał silnego bólu, nie był ciężko chory, po prostu nie chciał żyć już dłużej, nie był zadowolony z jakości swojego życia i świadomie wybrał spokojną śmierć.
Zapisz się, aby czytać dalej
Wkładamy całe serce i wiele pracy w treści, które pojawiają się na tym blogu. Przygotowanie wszystkich artykułów zawsze poprzedza dogłębny research i praca ze źródłami. Wierzymy, że docenisz nasz trud i w zamian za najwyższej jakości treści - pozostawisz nam swój adres email, abyśmy mogli informować Cię o najnowszych treściach, darmowych materiałach i nowych produktach. Miłej lektury!
Udało się, ale... to nie koniec! Teraz potwierdź swój email klikając przycisk w pierwszej wiadomości od nas.
Zapisując się do newslettera, wyrażasz zgodę na otrzymywanie informacji o nowościach, promocjach, produktach i usługach vetnolimits.com. Administratorem Twoich danych osobowych będzie Vetnolimits Natalia Strokowska z siedzibą w Krakowie, przy ul. Brogi 16/2. Twoje dane będą przetwarzane do celów związanych z wysyłką newslettera.
Daję życie i je odbieram. To wielki dar, ale i przekleństwo.
Autor: lek. wet. Natalia Strokowska
Pamela says
Dziękuję za ten tekst. Popłakałam sie przy nim głównie tez z tego powodu, że ja niestety nie moglam pozegnac swojego psa w tamtym roku w taki sposob jak ludzie żegnają swoje zwierzęta u Ciebie. Dzieki temu jednak wiem tez jak w przyszlosci chce zeby wyglądała eutanazja jaką ja będę wykonywac (idę teraz na 3 rok medycyny weterynaryjnej). Naprawdę bardzo dziękuję:)
Natalia Strokowska says
Bardzo mi przykro, jestem w stanie sobie wyobrazić, jak bardzo było Ci ciężko. Bardzo się cieszę, że teraz może Ci być odrobinę łatwiej. Ten tekst był też kierowany do lekarzy i studentów – widzę, że osiągnął swój cel i zdefiniował a pewien sposób tak ważny dla nas wszystkich temat,
Ania says
Witam.Ja w piątek musiałam zadecydować o eutanazji mojej suni. Umarła mi na rękach,tak jak lubiała się przytulać do mojej piersi tak zasnęła. Bardzo za nią tęsknię.Czy można aż tak płakać ? Ból rozrywa serce każde miejsce gdzie chodziłyśmy każda jej rzecz doprowadza mnie do płaczu.
Piotr says
Świetny tekst !! Jestem pod wrażeniem. Nareszcie w Polsce porusza się ważny temat, o którym nikt nie rozmawia… .
Ludzie nie rozumieją tego, z jaką wielką odpowiedzialnościa musimy się zmagać w pracy lekarza weterynarii.. Tego, że jesteśmy też tylko ludzmi i że to na nas spada potężny ciężar i stres w takich sytuacjach jak wyżej…
Brawo !
Pozdrawiam
Natalia Strokowska says
Dziękuję za Twoje słowa. Naszą rolą jest tez uczyć i uświadamiać innych i czuję, ze możemy wiele zmienić na lepsze dzięki podjęciu tematu z uwagą, wrażliwością i skupieniem się na dobru naszych pacjentów i ich właścicieli.
Agnieszka Szubert says
Prowadzę hospicjum dla kotów.
Większość moich podopiecznych dostała ‘wskazanie do eutanazji’. Z różnych przyczyn medycznych.
Z jednej strony widzę łatwość decydowania o tym, które zwierzę należy uśpić – najczęściej decydują o tym kompletni dyletanci, na podstawie zdjęć i opisu w internecie. Z drugiej strony – uporczywe reanimowanie trupa [z różnych przyczyn i w różnych celach].
Z jednej strony widzę chęć dania zwierzęciu tego, czego sami nie otrzymają, jako ludzie – niezależnie od tego, czy w przypadku zwierzęcia ten ‘dar’ jest faktycznie niezbędny w danym momencie. Z drugiej strony – ratowanie za wszelką cenę, bo tak się robi z ludźmi i zwierzę też na to ‘zasługuje’.
Eutanazja to dar i wybór. Nie wytrych na różne ludzkie wyobrażenia o tym, czym jest śmierć i umieranie. Nie wytrych na problemy [bo śmierdzi, bo stary, bo ‘po co leczyć’, bo ‘wezmę nowego, innego, czy wcale’].
Eutanazja w mojej pracy to ciągłe stąpanie po cienkiej linii – czy to już, czy jeszcze nie.
Dzięki za ten tekst. Nie ujął wszystkich [moich] dylematów, rozterek, ale jest ważnym, potrzebnym głosem.
Natalia Strokowska says
Dziękuję za Twoje trudne, piękne i ważne słowa. Sama wiesz najlepiej o czym mówię. Jeśli tylko obowiązki mi pozwolą, będę pisać więcej i odpowiem na więcej pytań, które nasuną się w trakcie.
Marzena says
Wielki szacunek za podjęcie tematu. Dogłębnie i fachowo
M says
Trudny temat, bardzo prawdziwie ujęty…pomoże wielu osobom, które są przed lub po “tej” decyzji. Dziękuję …
aneta says
Kilka miesięcy temu mój 18 letni Przyjaciel Pies odszedł . Decyzja o eutanazji była jedyna właściwą , chociaż kiedy go wiozłam do weterynarza tliło mi się w głowie – jeszcze nie czas, jeszcze może da się pomóc, Weterynarz przedstawił wszystkie za i przeciw, dał czas na podjecie decyzji, nigdzie się nie spieszył. Byłam przy moim Przyjacielu do końca, zasypiał w moich ramionach, czułam na twarzy jego ostatni oddech. Człowiek wie ze taki dzień nadejdzie, człowiek wie ze starość to jest to przed czym nie da się uciec, a mimo wszystko nie byłam gotowa. Potem kilka nocy z rzędu budziłam sie, zakładałam buty , łapałam za klamkę i strzał – kobieto po co to robisz – Jego już nie ma. Ostatnie miesiące opieki nad Psem były bardzo trudne, i nie chodzi mi o wykonywanie zabiegów, nieprzespane noce, zapach – to wszystko nieistotne. Chodzi mi o każda minute kiedy widziałam ze Pies odchodzi, widziałam jak ulatuje z Niego życie – a mnie rozrywało od środka. Każdego dnia mówiłam jeszcze nie czas, jeszcze nie cierpi tak aby to zrobić, jeszcze działają leki. Wiem ze podjęłam dobra decyzje, wiem ze eutanazja była tym co pomogło mojemu Przyjacielowi, aczkolwiek tez wiem ze nie da się na nią przygotować. Niezmiernie podziwiam MOC weterynarzy którzy muszą dokonywać eutanazji, niezmiernie podziwiam niezłomność Osób które pracują w fundacjach – ich oczy widza śmierć zwierząt, a ich umysł musi podjęć trudna decyzje o eutanazji niejednokrotnie. Chce się krzyczeć – czapki z głów.
Natalia Strokowska says
Aneto – on miał najpiękniejsze co go mogło spotkać – kochającą przyjaciółkę i życie pod Twoją opieką. Wiesz dlaczego psy żyją tak krótko? Bo są aniołami, które schodzą na tę ziemię i czynią wyłącznie dobro, dlatego wracają na górę po tak krótkim czasie, wypełniwszy swoją misję czynienia życia ludzi szczęśliwszym. My jednak mamy sporo odpracowania, dlatego musimy zostać tutaj o wiele dłużej 😉 dziękuję za Twoje słowa w imieniu własnym i kolegów! Każdego dnia będziemy się starać o dobro i zdrowie naszych pacjentów.
Dorota says
Przytoczone w artykule przykłady pokazują, że my, ludzie, nadużywamy prawa do eutanazji. Sama ostatnio uśpiłam dwa koty, bo tak sugerowali lekarze. Pewnie skróciłam im cierpienie. Ale gdzieś tam, w głębi duszy, do końca życia będę się zastanawiać czy zrobiłam dobrze. Czy nie powinnam była ich ratować. Jak nie w tej, to może w innej lecznicy… Wszystkim właścicielom czworonogów życzę żeby nigdy nie musieli podejmować takiej decyzji. Pozdrawiam
Natalia Strokowska says
Doroto, taka jest nasza ludzka natura, że zastanawiamy się, czy zrobiliśmy dobrze, czy nie. To jest bardzo trudna decyzja i najważniejsze, że Twoi przyjaciele już nie cierpią. Wierzę, że zrobiłaś dla nich wszystko, co mogłaś.
M says
A ja się tylko częściowo zgodzę z treścią artykułu. Lekarz obecny przy eutanazji musi być tą stroną rozsądku, ciszy i skupienia. Musi zachować czysty umysł i profesjonalizm swojej pracy jako siły wykonawczej przy eutanazji. Szlochanie razem z pacjentem, przytulanie klientów jest dla mnie największym błędem w sztuce i czymś za co powinno się wstydzić. Fakt to od lekarzy zależy zorganizowanie odpowiednich warunków aby odbyło się to zdarzenie godnie ale takie zachowanie jest czymś uwlaczajacym dla profesjonalizmu i Sztuki lekarskiej. Jakim jesteś lekarzem jeżeli puszczają Ci nerwy?
Natalia Strokowska says
Nie ma obowiązku dotykania, pocieszania i przytulania pacjentów. Każdy z nas ma inne granice i podejście. Nie mogę się jednak zgodzić z tym, że takie zachowanie jest uwłaczające dla profesjonalizmu i sztuki lekarskiej. To właśnie wsparcia, zrozumienia i empatii oczekuje od nas właściciel w tak trudnej chwili i to są między innymi formy, jakie mogą one przybierać. Nie zdarzyło mi się jeszcze aby któryś z moich klientów odmówił mi takiego wsparcia – wręcz przeciwnie – zawsze dziękowali, często kupując też drobny podarunek, przynosząc kartkę z podziękowaniami. Wzruszenie i czasem łzy (jednak nie przy właścicielu, a po pracy) są częścią radzenia sobie z tym trudnym tematem i mają charakter oczyszczający i terapeutyczny. Kobiety są bardziej skłonne do wzruszeń, niż mężczyźni. Również badania przeprowadzone w Wielkiej Brytanii dowiodły, że w toku edukacji weterynaryjnej poziom empatii u studentów płci męskiej spadał pięciokrotnie. Inne badania, przeprowadzone na grupie 100 lekarzy z okolicy Mediolanu również wykazały wyższy poziom empatii u lekarzy weterynarii płci żeńskiej. Wstrzymywanie emocji może prowadzić do depresji, uzależnień, nadużywania substancji psychoaktywnych, pogorszenia relacji z pracownikami i domownikami, wypalenia zawodowego itp… Nie będę wstydzić się uczuć, tak samo jak będę uważać, że twoje słowa są krzywdzące. “Jakim jesteś lekarzem jeżeli puszczają Ci nerwy? – To nie nerwy, a emocje, które muszą później znaleźć swoje ujście, aby nie być dla mnie wyniszczającym psychicznie obciążeniem. Jakim pytasz? Pełnym współczucia i ludzkim (ale od zwierząt).
Anna Borowik says
Szanowny “M”, myli Pan porządki, pytając “Jakim jesteś lekarzem, jeżeli puszczają Ci nerwy?” – ocena “jakim ktoś jest lekarzem” to ocena jego wiedzy medycznej, trafności diagnoz i podjętych terapii a także umiejętności interpersonalnych w układzie lekarz-pacjent i lekarz-inni lekarze, czyli, mówiąc ogólnie: kompetencji w zawodzie. I żadne tam Pańskie “nerwy” nie mają w tej ocenie racji bytu. Nazwanie zaś przez Pana “największymi błędami w sztuce” oraz “czymś uwłaczającym” opisanych przez Panią Doktor zachowań, mówi o Panu o wiele więcej, niż by Pan chciał ujawnić, o czym z cieniem sarkazmu donoszę zainteresowanemu.
Magdalena says
Dziękuję za bardzo piękny artykuł. Ja też staram się aby przy eutanazja go właściciele nie czuli się sami. I zwierzaki też.
Natalia Strokowska says
Dziękuję, Magdo. To trudna część naszej pracy. Tak wiele od nas zależy i możliwość zdjęcia wielkiego ciężaru z właścicieli to prawdziwy przywilej.
Agnieszka says
Dziękuje za ten artykuł. To bardzo ważne aby z godnością pożegnać naszego przyjaciela
CatExperts.pl says
Wspaniały, mądry, przejmujacy i wartosciowy tekst. Dziękujemy i cieszymy się, że jest coraz więcej lekarzy, którzy tak jak my chcą zadbac o komfort tej niezwyklej trudnej sytuacji. Powoli rozpoczynamy kampanię Ostatnie Pożegnanie Pupila i na jej stronach pozwolimy sobie podlinkować do tego ważnego artykułu. https://www.facebook.com/ostatniepozegnaniepupila/
Natalia Strokowska says
Bardzo dziękuję za te słowa. Cieszę się, że podjęliście Państwo tak wyjątkową inicjatywę! Jestem całym sercem z Wami i podpisuję się pod waszym projektem! To, co jest standardem za granicą, może też się nim stać u nas.
DrevniKocurek says
Dziękuję za ten artykuł. My walczyliśmy do samego końca. Pozwolenie odejść było największym przejawem Miłości wobec Amberka jaki mogliśmy zrobić…
Alicja says
Dziękuję . 3 lata temu żegnalam 11letniego ASTa , Ozzyego. Pani weterynarz dała nam tyle czasu ile było można dać , tłumaczyła …byliśmy razem do ostatniej sekundy . Ważna jest postawa lekarza weterynarii.
Zuzanna Zabinska says
Dziękuję bardzo za ten tekst. Rzadko czytam blogi, ale bardzo nie chciałam, żeby ten artykuł się kończył. Jest świetnie napisany, bardzo brakuje takich tekstów. Jesteś wzorem do naśladowania i mam nadzieję, że uda mi się rozpocząć karierę z takim podejściem i profesjonalizmem jak Twoje. Pozdrawiam!
Agnieszka says
Wspaniały tekst. Wyciska łzy. Wiele razy patrzyłam na umierających w cierpieniu ludzi. Jaśli kiedyś przyjdzie moja kolej to samej śmierci sie nie boję, ale boję się cierpienia. Teraz, gdy jestem w śrdnim wieku, w pełni sprawna psychicznie i fizycznie mogłabym już wyrazic wolę (u notariusz, czy gdzie tam potrzeba, aby nikt nigdy jej nie podważył), że w razie mojego cierpienia żądam jego skrócenia (notariusz już teraz w razie, gdybym potem nie była w stanie podjąć decyzj – np. z uwagi na śpiączkę, brak świadomości, inne) – aby nikt z rodziny nie był zmuszony do podjęcia decyzji za mnie. Zazdroszczę zwierzętą tego, że odchodząc za tęczowy most nie muszą cierpieć, oczywiście pod warunkiem, że mają odpowiedzialnego, kochającego i uwrażliwionego właściciela.
Diskit yangzom says
Great article and made me more strong related to euthanasia.. Thank you doctor.
Katharina Lunde says
You’re opening a very important discussion!
I remember the 10 minute lecture we had in university about euthanasia. Not about the emotional strain, not about being a support to the owner, telling children why their best friend needs to be put asleep or what death is, but about how to inject the drugs.
Many hard lessons have been learned since then, many difficult conversations with owners, deciding where I stand when it comes to euthanasia of healthy pets (which I will not).
I wish they would teach us in university, it is so incredibly important and a moment never forgotten by the owner.
Out of curiosity, which countries does not allow children to attend euthanasias and why?
Thank you for this very important post!
Natalia Strokowska says
Thank you for your words!
In Poland is is not allowed by law. I am not sure how about other countries – interesting topic to start on international vet discussion group to ask vets from other countries how the situation looks like there.
Regards.
Małgosia says
Piękny tekst, pół roku temu mój Dżekuś był też usypiany tak jak w pierwszym opise, wenflon w łapkę i podawane środki.. Pani Doktor leczyła Go przez trzy lata, potem obie się przytuliłyśmy, było nam ciężko, ale On już nie cierpiał. To na prawdę humanitarna śmierć…
Radek says
Tekst napisany już dość dawno, choć ja trafiłem na niego akurat dziś. W dniu, w którym nie było już wyjścia i musiałem podjąć decyzję o uśpieniu mojej przyjaciółki, Kseni – 13-letniej suczki ze schroniska. Bardzo ciężkie powikłania cukrzycowe. Nawet pisząc to teraz, łzy się cisną do oczu. Najbardziej przytłaczająca jest cisza jaka obecnie panuje w mieszkaniu. Brak znajomych odgłosów – chrapania, stukania pazurków o płytki czy panele podłogowe, chłeptania wody.
Nie wiem czemu to piszę. Nie wiem co właściwie chcę przekazać. Chyba jedynie oddać jej hołd i to żeby jakiś sposób ją upamiętnić, choćby w tak symboliczny sposób.
Natalia Strokowska says
Dziękuję, że zdecydował się Pan napisać kilka słów o swojej przyjaciółce Kseni. Skoro Pan tu trafił, to pewnie szukał Pan jakiegoś ukojenia w bólu po stracie. Wierzę, że miała z Panem najlepsze możliwe życie. A szansa jej dana zwróciła się bezinteresowną miłością. Nie znamy się, ale wysyłam Panu dużo ciepła. Ból jest olbrzymi, wyrwa w sercu także. To właśnie nasi psi członkowie rodziny pomagają nam stać się lepszymi. Dlatego idą do psiego nieba tak szybko, bo na swoim koncie mają same dobre uczynki.