Cześć Natalio,
Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że zdaję sobie sprawę z tego, że nie jesteś ani psychoterapeutą ani doradcą jakiegokolwiek rodzaju i w pełni zrozumiem, jeśli nie odpiszesz na tę wiadomość, jednak spróbuję szczęścia 😉 Jestem studentką II roku weterynarii. Byłam na Twoim wykładzie (prezentacji, zajęciach?) dotyczącym pisania CV i szukania pracy po weterynarii za granicą, w zeszłym roku, wyszłam z niego wtedy bardzo zmotywowana. Wiem, że ostatnio miałaś u nas na uczelni zajęcia z radzenia sobie ze stresem w naszym (jeśli mogę tak już powiedzieć) zawodzie, ale przez – paradoksalnie – obowiązki uczelniane nie mogłam w nich uczestniczyć, a bardzo bardzo żałuję.
Mam straszny problem ze stresem, pamiętam jak opowiadałaś jak wyglądał pierwszy rok Twoich studiów i mogę się z tym utożsamiać. Jestem już w sumie na 2 roku a i tak z pewnymi rzeczami sobie nie radzę, jak choćby z niesprawiedliwością na studiach, podejściem prowadzących, nastawieniem studentów wobec siebie (nierzadko pełnym zazdrości i zawiści). Nie zliczę ile razy chciałam te studia rzucić, ile razy płakałam i żałowałam, że nie wybrałam innego kierunku, mimo że specjalnie poprawiałam maturę żeby dostać się na weterynarię. Częściej zresztą z powodu właśnie np. prowadzących robiących bezsensowne problemy, ustalających niesprawiedliwe reguły (lub w ogóle działających bez żadnych reguł), niż przez sam ogrom nauki. Nie mam pojęcia jak sobie z tym radzić, zawsze uważałam się za osobę silną psychicznie i emocjonalnie, ale ostatnio wiele rzeczy się posypało (zwłaszcza rodzinnie) i nie jest łatwo. Płaczę po każdej nawet mało ważnej porażce, po niezaliczonym kolokwium (które przecież można poprawić), płaczę z nerwów że zabraknie mi punktów z jakiegoś przedmiotu i nie zaliczę roku. Żyję w ciągłym stresie, nie mam czasu ani siły na szukanie psychoterapeutów, poza tym ciężko mi się otworzyć przed kimkolwiek poza mamą czy chłopakiem. Mam wrażenie, że te studia nie są miejscem dla emocjonalnych i wrażliwych ludzi, że lepiej radzą sobie ci, dla których ściąganie i nieuczciwość jest na porządku dziennym (nieco zbyt pesymistyczne wnioski po ostatnich kolokwiach). Widzę wokół siebie osoby, dla których “cwaniactwo” i nieuczciwe posunięcia są cechami wskazującymi na życiową zaradność, i jest mi zwyczajnie smutno.
Absolutnie nie mam zamiaru wzbudzać w Tobie litości, choć byłabym wdzięczna za jakąkolwiek radę. Przede wszystkim jednak chciałabym zapytać czy posiadasz jakieś materiały z tych ostatnich wrocławskich zajęć/wykładu o stresie i czy istnieje możliwość żeby je otrzymać, oczywiście dla własnego użytku. Jeśli posiadasz jakieś inne teksty, materiały, artykuły (jak najbardziej także w j. angielskim) to byłabym bardzo wdzięczna za poświęcenie czasu i podesłanie.
Pozdrawiam,
Ania (*Imię zostało zmienione)
PS. Życzę Ci powodzenia we wszystkim co robisz, obserwuję Cię w social mediach (jakkolwiek stalkersko to nie brzmi :D) i jesteś bardzo pozytywną, motywującą osobą. Plus bardzo dziękuję za szczerość, którą dało się odczuć zwłaszcza słuchając Cię na żywo.
Droga Aniu,
Nie ukrywam, że Twój e-mail mnie bardzo wzruszył. Dziękuję za zaufanie, mogę Ci jedynie udzielić kilku rad, jednak to do Ciebie będzie należała decyzja co z nimi zrobić. Jeśli płaczesz cały czas i tak źle się czujesz i trwa to powyżej 2 tygodni to czas zgłosić się do psychiatry na konsultację. Zdrowie psychiczne jest tak ważne jak fizyczne i pomaga w utrzymaniu poczucia koherencji (spójności).
Bardzo dobrze wiem, jak się czujesz, znam ten stan i wiem, jak jest to ciężkie. Również przechodziłam przez podobne problemy jak Ty, również osobiste i było mi na początku ciężko na studiach (najgorzej na 3 roku). Sama kilka razy korzystałam z pomocy psychiatry, ostatni raz właśnie w połowie studiów. Pomógł mi on dobrać odpowiednie antydepresanty, po których poczułam się lepiej. Te objawy, które opisujesz – płacz, roztrzęsienie, lęk, stres, nerwy – to znamiona depresji lub nerwicy, albo i jednego i drugiego. Dotyka ona bardzo wielu ludzi, szczególnie młodych. Życie jest tak długie, że praktycznie każdy człowiek podczas jego trwania może doświadczyć załamania nerwowego. W prawidłowej diagnozie pomoże Ci dobry lekarz, do którego warto zwrócić się z polecenia, lub poczytać opinie na forach i w sieci. Nie należy się leków bać. Leki, które są dostępne teraz na rynku są bezpiecznie, mają mało skutków ubocznych i stosowane zgodnie z zaleceniami przynoszą wielką ulgę – możesz odetchnąć, uspokoić się, będziesz mieć więcej energii, albo w napadzie paniki będziesz mogła szybciej dojść do siebie.
Idealnie byłoby połączyć farmakoterapię z psychoterapią. Jeśli czujesz, że jesteś zablokowana przed obcymi, prawdopodobnie jest w Tobie jeszcze dużo lęku i w tym akurat pomogą leki. Najczęściej 2-3 tygodnie po rozpoczęciu lfarmakoterapii, warto rozpocząć psychoterapię, kiedy pacjent już trochę poczuje się lepiej. I tak też moja znajoma psychoterapeutka w trakcie studium dopiero po 2 latach swojej terapii (obowiązkowej dla każdego terapeuty) rozpoczęła leczenie lekami i dopiero mogła się otworzyć przed swoim terapeutą – wtedy poczuła, że to wszystko ma sens, a ona ma głębszy związek ze sobą.
Nie ma tutaj innej drogi – z tego nie wychodzi się samemu – ani z pomocą mamy, ani chłopaka. Gdyby tak było, psychoterapeuci i psychiatrzy nie mieliby co robić. Potrzebujesz kogoś z zewnątrz, kto na chłodno Cię zdiagnozuje i wysłucha. Nie będzie emocjonalnie zaangażowany jak rodzina i przyjaciele. Mówię Ci to z perspektywy własnych dwóch terapii, które uczyniły mnie silniejszą, bardziej odporną i wrażliwszą na swoje własne potrzeby osobą. Dzięki temu lepiej rozumiem siebie i innych. Nigdy nie jest tak, że jesteśmy w pełni z siebie zadowoleni i zawsze jest nad czym popracować. Trzeba mieć tylko odwagę, żeby to przyznać i chcieć coś z tym zrobić. Coraz więcej osób do mnie pisze ze sprawami podobnymi do Twoich. Nasze badania wykazały, że ok. 40% studentów miało stwierdzane zaburzenia na tle stresu, część cierpi na zaburzenia lękowe, miażdżąca większość jest niegotowa na stres związany z przyszłą pracą. Składa się na to mnóstwo czynników, z których część sama już opisałaś w swoim mailu.
Nie mogę zaakceptować odpowiedzi, że nie masz czasu (mój czas też jest ograniczony) na szukanie terapeutów. Siły narazie możesz nie mieć, to zrozumiałe. Ale ona się niebawem pojawi, tylko musisz w sobie wykrzesać trochę energii, aby najpierw zgłosić się do lekarza. Wiem, jaki to jest stres. Czas się pojawia zawsze, gdy coś staje najwyżej w piramidzie naszych priorytetów – zadaj sobie pytanie zatem czy chcesz poczuć się lepiej? Jak bardzo chcesz się poczuć lepiej? I kiedy ma to nastąpić?
Tutaj nie pomoże czytanie artykułu, który opowiada o technikach radzenia sobie ze stresem. Potrzebne jest gruntowne przebudowanie swojego podejścia do siebie, świata, innych. Wyjście z roli ofiary i zaakceptowanie niesprawiedliwości wokół, bo świat taki jest. Ja też spotykam się z nią na codzień, tylko jej już nie rozpamiętuję jak kiedyś, bo nauczyłam się czerpać ze swoich wewnętrznych zasobów. Znalazłam w sobie siłę i odbudowałam swoje niskie kiedyś poczucie własnej wartości. A my kobiety, szczególnie w Polsce, często mamy je bardzo niskie. Wynika to z naszego wychowania i ukrytych oczekiwań społecznych.
Ten proces jest długotrwały, trudny, bolesny. Wymaga podjęcia ryzyka, wyjścia ze strefy komfortu, pracy nad sobą, czasu (!), zaangażowania, szczerości wobec siebie. Tutaj nie ma drogi na skróty. Nie mam dla Ciebie magicznego tekstu, który odmieni wszystko na lepsze. Jest ich wiele w Internecie, nie sposób wszystkie zliczyć, ale tutaj problem leży zgoła gdzie indziej. Powiem Ci, jak ja dzisiaj radzę sobie ze stresem. Jak dbam o siebie i dzięki temu czuję się dobrze. Nie zawsze udaje mi się przestrzegać wszystkich zasad, ale staram się być ze sobą szczera.
1. Sen – 8 godzin. Tak trudne i tak banalne zarazem. Podczas swojego wykładu na konferencji VSGD w Londynie, w której uczestniczyłam Chris Tuffnell Senior Vice-President RCVS mówił, że jednym z najważniejszych czynników wypalenia zawodowego w weterynarii i przewlekłego stresu jest brak snu. Podpisuję się obiema rękami. Jestem wykończona, jak śpię kilka dni krócej, zaś odżywam, jak znowu uda mi się spać tyle ile potrzebuję. Najnowsze badania mówią, że nie 7 i nie 9 godzin. 8,5 i kropka. Niestety nadal zdarza mi się kłaść o 1, ale tylko dlatego, że czytam coś…
2. Czytanie dla przyjemności. 1 książka tygodniowo. No dobrze, 2 w miesiącu. Wiem, że na studiach człowiek ma odruch wymiotny, biorąc kolejną książkę do ręki 😉 Ja też mniej czytałam, bo już miałam tak zmęczone oczy od siedzenia nad notatkami. Ale czytanie zmienia mózg, relaksuje, pobudza wydzielanie endorfin, relaksuje. Robisz coś dla siebie. Kluczem jest robienie czegoś z myślą o swoim rozwoju. Warto oddać się hobby, rękodziełu, sztuce.
3. Medytacja. Techniki relaksacyjne. Trening uważności. Modlitwa. Cokolwiek, co sprawi, że świadomie wprowadzisz swój mózg na częstotliwość Beta. Czyli tą, w której się on regeneruje, uspokaja. To ten stan zaraz przed snem, albo jak zawieszamy się na nudnym wykładzie. Organizm sam się reguluje, relaksuje. Ja stosuję technikę medytacji dynamicznej metodą Silvy już od ponad 10 lat. To dzięki temu między innymi sobie dałam radę. Jak mam czas, chodzę na jogę. Przez studia bardzo regularnie. To sprawiało, ze mogłam się oczyścić i pracować nad sobą.
4. Sport. 45 min przynajmniej 3x w tygodniu. Pomijam dbanie o zdrową sylwetkę. To dbanie też o siebie, o swoje samopoczucie, podbijanie poziomu endorfin, dotlenienie mózgu. Łatwo o wymówki, to prawda. Teraz jest ładna pogoda, więc jest o wiele prościej. Spacer, rower, siłownia w parku. Jest dużo bezpłatnych zajęć w parkach w sezonie letnim. Warto poszukać na Facebooku 🙂
5. Odżywianie. Na studiach jadłam fatalnie – nieregularnie, kanapki i smażone rzeczy z bufetu. Teraz dużo gotuję w domu, jem głównie produkty roślinne, zrezygnowałam ze słodyczy i fast foodów, mięsa. Alkohol piję rzadko, zrezygnowałam z soków i mięsa. Poprawiła mi się przemiana materii, lepiej zasypiam, czuję się lżej. Ostatnio obejrzałam świetny TED Talk Eve Lahijani “Trust your hunger and make peace with food” i dopiero przed 30 rokiem życia zrozumiałam, w czym tkwi cały sekret regularnego jedzenia 🙂 I bynajmniej nie chodzi o 5 małych posiłków dziennie, jak dotychczas jadłam.
6. Słuchanie sygnałów płynących z naszego ciała. Często ignorujemy, że coś nas boli, gdzieś nas uciska, gdzieś nam niewygodnie. A stres dzisiaj objawia się na dziesiątki nowych sposób. Stąd cała nowa grupa chorób tzw. psychosomatycznych – czyli objawiających się fizycznie problemów z naszą psychiką. Ciało wysyła nam przeróżne sygnały, mięśnie są napięte od siedzącej pracy, stresu itp. Z pomocą przychodzą fizjoterapeuci, osteopaci, akupunktura. Nasze ciało jest kompleksowym, złożonym organizmem. Tak samo jak uczymy się kompleksowo leczyć naszych kudłatych pacjentów, tak samo podejdźmy do naszego własnego ciała. I nie zwlekajmy za długo, bo się to skończy w szpitalu. Coraz więcej jest chorób psychosomatycznych i czasem sama jestem zaskoczona w jak fizyczny sposób potrafi manifestować się stres – bóle pleców, stawów, karku, głowy etc.
Wiem, że stres i napięcie towarzyszy nam na codzień i nawet mimo zmiany stylu życia, większej świadomości i tego, że czuję się teraz silna psychicznie – manifestuje się on na różne sposoby. Trzeba w porę reagować i patrzeć na siebie holistycznie. Nie należy bać się terapeutów i farmakoterapii. Mam nadzieję, że uda Ci się o siebie zadbać i wyjść z tego stanu. Trzymam mocno kciuki! 🙂
Natalia
Natalio, bardzo Ci dziękuję, że poświęciłaś swój czas na odpisanie mi. Myślę, że masz rację i podejście “nie mam czasu, w ogóle nie i nie” wynika trochę ze strachu i usprawiedliwiania samej siebie, i jeszcze takiego poczucia, że “zawsze sobie radziłam więc teraz też uciągnę”. A przecież nie o to chodzi. Jestem dorosła i jeśli sama sobie nie pomogę, nikt tego za mnie nie zrobi.
Dziękuję Ci też za rady i zasady, które opisałaś. Ponieważ przyszedł okres posesyjny i odrobina czasu na regenerację, powoli przekonuję się do gotowania samodzielnie, zapisałam się na zajęcia tańca, co jest przecież kompletnie niezwiązane z tym co robię na co dzień, chcę też spróbować jogi. Jest mi lepiej, ale wiem, że jeśli znowu nadejdą ciemne chmury, pójdę po pomoc tam gdzie powinnam jej szukać. Może trochę bałam się, że u lekarza zostanę wyśmiana, że farmakoterapia brzmi poważnie, że psychoterapia z kolei zmusi mnie do otwarcia się przed obcą osobą (podczas gdy mam problem z otwieraniem się przy bliskich), ale trzeba się chyba przemóc, zmusić, zrobić ten pierwszy krok.
Bardzo ważne jest dla mnie to, co zawarłaś w tych słowach (o niesprawiedliwości): “Ja też spotykam się z nią na codzień, tylko jej już nie rozpamiętuję jak kiedyś, bo nauczyłam się czerpać ze swoich wewnętrznych zasobów. Znalazłam w sobie siłę i odbudowałam swoje niskie kiedyś poczucie własnej wartości.” to jest kwintesencja tego, z czym mam największy problem – brak tych “wewnętrznych zasobów”, brak siły (na pewnym etapie) żeby nie frustrować się i nie spalać przy każdej niesprawiedliwej czy bolesnej sytuacji. Tak czy inaczej mam nadzieję, że wkrótce do tego dotrę – uświadomienie sobie problemu to już chyba jakiś sukces. 🙂
ZZ says
Przez chwilę zastanawiałam się czy rok temu nie wysłałam do Ciebie podobnego maila i czy nie jest to ten. Utożsamiam się z nim całkowicie, co jest smutne, ale też widzę, że nie jestem w tym sama. Fajnie byłoby się zjednoczyć taką grupą wrocławską, która zmaga się z takimi samymi problemami. Myślę, że pomogłoby to bardzo, jednak jest nas tak dużo na roku, że nie zawsze wiemy o tym, że ktoś inny ma podobne problemy. Super, że pomagasz nam w swoich artykułach i odpowiedziach na maile.